Cała prawda o wakacjach z niemowlakiem

Internet pełen jest słodkich obrazków: bobas + mama + tata + palma + plaża. Uśmiechnięci, szczęśliwi, zadowoleni. Ba! My też mamy takie zdjęcia z naszych pierwszych zagranicznych ciepłych wakacji – Teneryfa A.D. 2017 (Słonko 9 miesięcy). Bo było cudnie! 🙂 Ale… no właśnie, ale… 🙂 Zobaczcie, jak to wygląda naprawdę…

PLUSY WAKACJI Z NIEMOWLAKIEM

1. Tata 24 godziny na dobę

Radość przeogromna dla matki, która przez dwa miesiące siedzi w domu z chorym Słonkiem i nie ma do kogo ust otworzyć. Takie 7 dni z dodatkową parą rąk i dodatkową gębą do pogadania to naprawdę luksus. Tylko powiedzmy sobie szczerze do tego wylatywać z domu nie trzeba 😉

2. Ciepło!

Po to już w środku zimy trzeba polecieć 🙂 Wyrwać się choć na chwilę z tego szaro-burego Krakowa, zdjąć wszystkie zimowe ciuchy, wrzucić dziecięcy kombinezon głęboko na dno walizki i zapomnienia – cudowna sprawa! Zdecydowany plus dla zimowych wakacji w ciepłych krajach za możliwość ubrania dziecka w samo body z krótkim rękawkiem. Albo i w samą pieluszkę. Kto ubierał kiedyś niemowlaka na zimowy spacer, wie o czym mówię. Kto nie ubierał – zastanówcie się dziesięć razy zanim się za to zabierzecie 😉

3. Piechotą przez wiosnę!

Przedreptaliśmy przez ten tydzień dobrych kilkadziesiąt kilometrów, więc średnia w naszym wyzwaniu zdecydowanie skoczyła do góry 🙂 Z wózkiem wzdłuż oceanu. Na północ i na południe. Tam, i z powrotem. I znowu. Piękne to były spacery i baaaaardzo mi ich brakuje.

4. Brak smogu!!!

To już plus zdecydowanie krakowski, a może małopolski. Możliwość przewietrzenia płuc naszych, a przede wszystkim Słonka na naprawdę ŚWIEŻYM powietrzu to rzecz niebagatelna. Warto wydać każde pieniądze 😉

5. Uśmiechy wokół nas 

Z dzieckiem wszędzie spotykasz się z sympatycznym przyjęciem. Na lotnisku albo obsługa zaprosi Cię do stanowiska bez kolejki, albo współpasażerowie okażą niezwykłe zrozumienie! Nie jestem z tych, którzy nadużywają argumentu brzucha, czy wózka, bo uważam, że w sklepach, czy w kolejce do lekarza często z brzuchem i wózkiem mam po prostu znacznie więcej czasu niż Ci, którzy urwali się na chwilę z pracy. Ale już w takiej kolejce do check-in na lotnisku wszyscy i tak muszą odstać swoje, więc możliwość skrócenia sobie i dziecku oczekiwania jest niezwykle pomocna. Podczas lotu, w restauracjach, w autobusach, po prostu wszędzie Słonko wzbudzało sympatię i wywoływało na twarzach uśmiech. I nie tylko Słonko – takie działanie ma każde niemowlę, pod warunkiem, że nie drze się wniebogłosy 😉

6. Sen

Nie powiem, że Słonko spało 12 godzin cięgiem, albo, że nie męczyły go zęby, czy inne niemowlęce atrakcje. To byłoby naciąganie niemowlęcej rzeczywistości. Natomiast zaskoczyło nas bardzo pozytwnie, że tak dobrze dostosował się do sytuacji! Maluch, który w domu chodził spać około 18:30 na wakacjach zasypiał  19:30, czyli wliczając różnicę czasu dwie godziny później! Cudowny prezent dzięki któremu mogliśmy korzystać z dnia aż do zachodu słońca 🙂 Swoją drogą pierwszy raz na wakacjach nie widziałam ani jednego zachodu – o tej porze usypiałam dziecko 😉 Po powrocie chodzi spać o 19-tej, więc całkiem zacnie – wszystko bardzo ładnie sobie wyregulował.

MINUSY WAKACJI Z NIEMOWLAKIEM

1. Samolot

Słonko naprawdę było dzielne! Nie płakał ani przez moment. Uciął sobie po dwie drzemki w jedną i drugą stronę. Uśmiechał się do wszystkich naokoło, jak zwykle zresztą. Pogodne, zadowolone z życia dziecko. Tylko przez pięć i pół godziny na naszych kolanach! Ludzie, posiedźcie sobie przez pięć i pół godziny z 9-kilowym brzdącem kręcącym się na wszystkie strony, albo dla odmiany znieruchomiałym na jakże drogocenne pół godziny w jednej, broń-boże-nie-porusz-się-mamo pozycji. OSZALEĆ MOŻNA! Dostanie się do przewijaka w samolocie czarterowym w którym non stop trwa sprzedaż – a to przekąsek, a to alkoholi, a to perfum, a to biżuterii… graniczy z cudem! I do tego modlitwa o to, żeby dzieciak dwa rzędy dalej wreszcie przestał się drzeć, bo za chwilę Twoje może sobie przypomnieć, że też potrafi 😉 Samolot – zło konieczne.

2. Plażing-smażing

Że co? Na plaży przez tydzień byliśmy, uwaga, uwaga, jeszcze chwila napięcia… RAZ! Słownie JEDEN RAZ! Spędziliśmy tam upojne pół godziny, w ciągu której Słonko upaprało się całkowicie czarnym piaskiem, który to piasek za jasną cholerę nie chciał zejść. Wyciągałam mu ten piasek pod prysznicem nie chcecie wiedzieć skąd. A, poza tym siedzieliśmy gdzie? W CIENIU! Dupa, nie plażowanie. Kto mnie zna, wie, że nie wracam z wakacji w kolorze innym niż czekoladowy. W tym roku złapanie opalenizny innej niż od kolan w dół i na ramionach, czyli na tym co wystaje spod ubrania graniczyło w cudem. Udało się dzięki jednej łaskawej drzemce Słonka nad basenem w przedostatni dzień. Łaskawej, bo trwającej niespodziewanie nieprzerwane 60 minut, w które to matka, czyli ja, zdążyła spalić się na mahoń. Dzięki choć za to 😉

3. Życie w trzeźwości

Słonko na cycku. Abstynencja all inclusive 😉

4. Życie nocne

Życie jakie?

5. Zwiedzanie

Cóż, zwiedzać z maluchem oczywiście można. I oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tego nie robili. Trzeba tylko pamiętać, że potrzeby malucha są na pierwszym miejscu, a tempo zwiedzania i atrakcje muszą być do niego dostosowane. I tak na Teide nie mogliśmy wyjechać wszyscy, a wizyta w Loro Parku, czyli ogromnym zoo na Teneryfie okazała się atrakcją przerastającą możliwości naszego dziecka. Pokazy orek i delfinów same w sobie byłyby świetne, gdyby nie koszmarny hałas im towarzyszący – muzyka na cały regulator, klaszczący tłum – dla naszego wychowywanego w ciszy Słonka to było zdecydowanie za dużo. Loro Park jest wspaniale przystosowany na wizyty małych dzieci – pierwszeństwo dla wózków na wszelkich pokazach, przewijaki w każdym możliwym miejscu, itd. My jednak korzystaliśmy z jego atrakcji tylko połowicznie –  skoro ja byłam na Teide, to małżonek obejrzał orki 😉 Na pewno nie zobaczyliśmy na Teneryfie wszystkiego co udałoby nam się bez Słonka, ale cóż, cieszymy się z tego, że w ogóle udało nam się coś zobaczyć.

6. Choróbska

Dwa dni przed wylotem Słonko dostało gorączki. Przewertowałam umowę z ubezpieczycielem sto razy. Odwiedziłam trzech lekarzy przed wyjazdem, na koniec konsultując jeszcze wszystkie wyniki badań ze znajomą pediatrą. Z diagnozą – zęby – chuchałam, dmuchałam, żeby tylko mieć pewność, że Słonko jedzie zdrowe. W bagażu podręcznym mieliśmy tonę leków i nebulizator (tłumaczenie dla nie posiadających dzieci – nebulizator to urządzenie do inhalacji, bardzo często używane przy wszelakich infekcjach dróg oddechowych). W bagażu głównym drugą tonę leków. I co? Patrz punkt 7. Klimatyzacja.

7. Klimatyzacja 

Klima w ciepłych krajach dobra rzecz. Ale uwierzcie mi, nie gdy podróżujesz z niemowlakiem… W hotelu nie było z tym problemu, ale w autobusach, którymi przemieszczaliśmy się po wyspie – tragedia! Od ogrzewania włączonego na full (bo na zewnątrz zrobiło się niecodzienne dla tubylców 20 stopni), po chłodzenie jakbyśmy byli na niedalekiej skądinąd Saharze. Niestety, po pierwszej wycieczce koszmarnie wychłodzonym autobusem Słonko zaczęło kaszleć i kaszlało tak do końca wyjazdu. Całe szczęście, na kaszlu się skończyło. Sympatyczne małżeństwo, które poznaliśmy na miejscu nie miało tyle szczęścia – ich synek przez 4 dni z 7-dniowego pobytu borykał się z gorączką. Myślę, że ich lista blasków wakacji z niemowlakiem byłaby znacznie krótsza od naszej 😉

Zatem czy warto lecieć na wakacje z niemowlakiem?

Pewnie, że warto! Najlepszy dowód – za miesiąc lecimy na kolejne 😉

To tak jakby spytać, czy warto mieć dzieci. Dla mnie, która przez długie lata była zdeklarowaną przeciwniczką posiadania potomstwa, to też nie było oczywiste. A przecież okazuje się, że baaardzo warto! 🙂 Trzeba tylko pamiętać, że życie z niemowlakiem już nie jest takie samo. Z wielu dotychczasowych atrakcji trzeba zrezygnować, pojawiają się za to nowe. Życie jest już po prostu inne. A skoro życie, to i wakacje.

Nie wierzcie więc całkiem znajomym, którzy mówią Wam jak to było cudownie, bajecznie i kolorowo na wakacjach z maleństwem. Bo na pewno było. Ale było też bezsennie, czasem męcząco, czasem nudno, czasem nie mogli zrobić tego na co akurat mieli ochotę. A to że opowiadają Wam o swoich wakacjach w samych superlatywach, wynika zapewne z tego, że tak właśnie chcą te wakacje zapamiętać. Bo w gruncie rzeczy najważniejsze jest, żeby mimo wszystko ruszyć się z domu. Żeby zobaczyć kawałek świata, nieważne czy tysiąc, 500, czy 50 kilometrów od domu. A dziecko? Jest i będzie 🙂 Wakacje z niemowlakiem są po prostu takie same jak codzienność z niemowlakiem. Piękne, ale zarazem wykańczające fizycznie i emocjonalnie 😉

Być może część z Was uzna, że przesadzam, że jesteśmy przewrażliwieni i za bardzo się certolimy z naszym Słonkiem. Być może. W końcu mamy tylko jedno 😉 Nasze pierwsze wakacje nauczyły mnie nieco pokory – potwierdziły tylko, że przez dobrych kilka lat nic już nie będzie takie jak kiedyś 😉 Ale… odbijemy sobie na emeryturze 😉

A jakie są Wasze doświadczenia z wakacji z małymi dziećmi?

53 Replies to “Cała prawda o wakacjach z niemowlakiem

  1. Nie jestem jeszcze mamą, ale od czasu do czasu zaglądam sobie na blogi paretingowe. Dawno nie czytałam aż tak fajnego wpisu, a przede wszystkim prawdziwego. Na blogach tego typu, zazwyczaj albo jest wszystko kolorowe i idealne, albo narzekanie. U Ciebie przede wszystkim jest prawdziwie 🙂 Życzę powodzenia w pisaniu i podziwiam za lot z tak małym dzieckiem za granicę, ja nie wiem czy się kiedykolwiek na coś takiego odważę 🙂

  2. Nie mam dzieci, ale co do macierzyństwa i przewartościowanego na nowo życia, nikt nie mówił,że będzie łatwo 🙂 najważniejsze, że są momenty, które wynagradzają wszystko. Troski i zmartwienia, wtedy wiesz,że to wszystko ma sens i warto

  3. Fajny opis.
    Potem będzie ciut łatwiej… (trzeba będzie tylko na smyczy uwiązać) 😉
    🙂 Choć duże znaczenie ma punkt widzenia, my akurat z różnych powodów mało albo wcale nie podróżowaliśmy bez dziecka, zaczęliśmy troszkę z jednym a potem też troszkę z dwójka a więcej to z trójką. No więc nie mając do czego porównać….
    Druga rzecz to kwestia potrzeb, jakie mają zapewnić wakacje. Jak się je zdefiniuje przed. Inaczej znosimy niedogodności. Nawet ciężka podróż to ucieczka od jakiejś monotonii codzienności, więc jest spoko. Ja mam wrażenie, że już się tak przyzwyczaiłam do podróżowania z dziećmi, że mogłabym teraz z czwartym – nawet niemowlakiem i chyba nie zrobiłoby wielkiego wrażenie… byleby wiedzieć, że wracam potem do domu 🙂
    może też dlatego nam łatwiej, że nie przepadamy za opalaniem, życie nocne nie jest bardzo kuszące, bo uprawiając sport w dzień w nocy lubimy pospać, już nie certolimy się z próbami domywania dzieci z piasku :), przechorowaliśmy niejedno…, taka kolej rzeczy.
    A dzieci w większej ilości bawią się też ze sobą, co daje nam chwilki spokoju (do momentu kłótni) 😉
    Jest jeden niepodważalny minus: cena wakacji dla 5 osób… no cóż….

    1. Asia, zacznijmy od końca – między innymi z racji kosztów chcemy jeszcze teraz polatać ile się da, szczególnie, że do 2 roku życia maluszek lata za darmo 😉
      Co do zdefiniowania potrzeb – zdecydowanie się zgadzam. Trudno od wakacji z dziećmi oczekiwać tego samego co od wakacji we dwoje. Jest inaczej, ale też pięknie 🙂 Przy pierwszym dziecku cały czas jestem na etapie godzenia się z nową rzeczywistością, stąd takie przemyślenia jak w tym wpisie 🙂 Masz na pewno rację, z każdym kolejnym pewnie łatwiej, ale mimo to nie wiem czy się kiedykolwiek zdecyduję – za dużo nerwów mnie to kosztuje 😉

  4. Eeeeej, ale u nas właśnie było magicznie, kolorowo i bajecznie 🙂 hahaha 🙂 Grunt to jechać na wakacje z przeświadczeniem, że jednak będzie trochę inaczej i będziemy musieli się dostosować do dziecka i np. zamiast wylegiwaniu się na plaży nad brzegiem morza, poleżymy nad basenem, z dala od wiatru i piachu.

    Jak napisałaś u mnie, że Twój tekst jest “inny” pomyślałam, że będzie z gatunku tych, że wakacje z maluchem to męczarnia i w ogóle bez sensu. Jednak nie, dokładnie wypisane plusy i minusy… i jednak warto:) 🙂 🙂 Jeśli zaś o tych minusach mowa, no to nie wiem, ale my ich tak nie odczuliśmy :p. No dobra, w samolocie uznałam, że moje dziecko jest najgrzeczniejsze, a wszystkie w ogół się głośno drą (obym nie powiedziała tego w złym momencie, bo niedługo lecimy znów i sytuacja może się odwrócić). Plażing-smażing- ok, na plaży też nie siedzieliśmy, bo słońce, wiatr, chodziliśmy tam tylko do morza, a potem jeśli chcieliśmy poleżeć na słonku, a akurat była pora drzemki, wracaliśmy nad basen, dziecko spokojnie spało w wózku pod parasolem i palmą, a my albo słonko, albo hop do basenu. 3 i 4 – no praaawda, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz :P. A co do klimy, to chyba właśnie dlatego woleliśmy wynająć swoje auto i mieć kontrolę nad klimatyzacją. Chociaż niestety od niej nie uciekniesz np. w restauracji. U nas obyło się bez chorób. A gdzie lecicie znów?

    Zapraszamy do nas, realizujemy wyzwanie aktywności na łonie natury w każdy weekend http://www.zbierajsie.pl 🙂

      1. właśnie tak byliśmy 2 lata temu- polecam 🙂 wezcie koniecznie nosidło wiec mozna nawet isc Balos:) a i kupcie od razu parasol, abo wexcie namiot z Polski i jest super 🙂

        1. Kreta też już za nami 🙂 Dopiero będę o niej pisać. Ale tak jak piszesz – zarówno namiot jak i nosidło baaaaardzo się przydały! Choć na Balos niestety nie udało nam się dotrzeć 🙁

  5. My podróżujemy z dziećmi (przedszkolak i niemowlak) samochodem, raczej na niedługie odległości. Dla dzieci atrakcją jest nowe otoczenie: łąka, pole, jezioro, czy przestrzeń w muzeum, a my nie martwimy się, że tempo zwiedzania jest żadne 🙂 Na tak daleką podróż się nie zdecydowaliśmy, głównie z obawy, że młode zachorują (a chorują często), jak będą starsze to pewnie podejmiemy wyzwanie!

  6. Podróżowaliśmy “przed dziećmi” potem przerwa i ” po dzieciach”, tzn. nigdy na wakacjach nie byliśmy z dziećmi, taką podjęliśmy decyzję, 10 dni bez dzieci w roku to nie egoizm. Zaczęliśmy wyjeżdżać w czasie, jak dzieci zaczęły wyjeżdżać na swoje obozy, różne, szkole, pływackie, harcerskie itp. Dzisiaj są już dorosłe i zwiedziliśmy oddzielnie całą Europę. Wszyscy są zadowoleni, żyjąc drugi raz postąpiłabym tak samo.

  7. “Ale już w takiej kolejce do check-in na lotnisku wszyscy i tak muszą odstać swoje, więc możliwość skrócenia sobie i dziecku oczekiwania jest niezwykle pomocna” ale, że jak się wcześniej odprawisz to wcześniej wylecisz – bo nie rozumiem, wg mnie czekasz tyle samo tylko po drugiej stronie bramki, ot cała filozofia.
    “posiedźcie sobie przez pięć i pół godziny z 9-kilowym brzdącem kręcącym się na wszystkie strony, albo dla odmiany znieruchomiałym na jakże drogocenne pół godziny w jednej, broń-boże-nie-porusz-się-mamo pozycji. OSZALEĆ MOŻNA!” oj biada temu, kto Cię tam wysłał 🙁
    No i jechać na Teneryfę zimą po to, żeby zamiast łapać cenną witaminę D siedzieć w słońcu? Od 5 lat co roku w lutym odwiedzamy Wyspy Karayjskie i żal mi maluchów ciąganych przez rodziców, bo rodzice to sami fundują sobie taką podróż.

  8. Bardzo fajny wpis.Prawdziwy ale i pouczający dla innych którzy biją się z myślami jechać z niemowlakiem na wakacje czy nie? Popieram, jechać.To odskocznia od dnia codziennego. Życzę udanych podróży i samych pozytywnych ludzi wokół.

  9. A może Kamperem? My z naszym Filipkiem jeździmy tak od zawsze (pierwszy raz był nad Adriatykiem, gdy żona była z Nim w szóstym miesiącu). Każdego roku w czerwcu i we wrześniu jedziemy na około 3-4 tygodnie i mamy wszystkie plusy o których piszesz Marto, a nie mamy minusów prawie wcale. 1. Jedziesz ile chcesz, śpisz do której chcesz (aż Słoneczko się obudzi). To o wiele przyjemniejsze niż samolot, kolejki do odprawy itp. Podróż planujemy tak, żeby zatrzymywać się po drodze w ciekawych miejscach, co prawda jedziemy długo, ale ciekawiej. 2. Plażing-smażing? nigdy nie mieliśmy z tym problemu, może dlatego że nigdy nie ograniczliśmy Filipkowi słońca – po to są kremy z UV, może to też kwestia śniadej karnacji po mamie. Mamy ze sobą parasol na plaży, ale to raczej my z niego korzystamy – syncio woli morze. 3. A musi być alkohol na wczasach? 4. Życie nocne – czemu nie. Syncio chodzi z nami od początku na koncerty, do knajpek, był nawet na wyborach miss turnusu. Z dyskoteką jeszcze nie próbowaliśmy. Często wracamy grubo po północy. 5.Zwiedzanie – uwielbiamy, syncio również, po prostu czasem trzeba Go nosić na barana (tata się przydaje na wczasach). Mamuśka może wtedy nawet szpilki założyć. Zawsze zwiedzamyy sami – bez przewodników, więc tempo zwiedzania jest nasze. Hałaśliwe miejsca dopiero po trzecim roku życia. 6. Choróbska – nie znamy na szczęście (nieszczepiony). 7.Klimatyzacja – w kamperze jej nie mamy więc nie ma problemu.

    Czy warto? Oczywiście! Podróże i wakacje z dzieckiem służą nam wszystkim – nie organizujemy ich pod kątem dziecka, tylko nas wszystkich. Wypoczęci, zadowoleni rodzice to również szczęśliwe dzieciństwo dla Syncia. Plaża, zwiedzanie, wieczorem spacer lub wyjście na miasto, lubimy się elegancko ubrać, żona na szpilkach i w sukience, kolacja przy świecach w porcie – Syncio wszędzie z nami. Czy będzie po latach pamiętał że był w Chorwacji, we Włoszech, w Monako, w Alpach? Może tak, może nie, ale jest happy za każdym razem. I to mu zostanie. A nam nie ucieka życie “bo dziecko jest”. Polecam kampera i polecam Chorwację.

    1. Dziękuję za ten komentarz! 🙂 Kamper nam się marzy, choć to dość droga impreza z tego co widziałam. Objechaliśmy kawał Europy z namiotem – w tym również całe chorwackie wybrzeże – i uwielbiamy ten sposób zwiedzania świata. Na namiot maluszek jest jeszcze za mały, ale kamper to mogłoby być idealne rozwiązanie!

  10. nie zrozum tego jako krytykę, jestem po prostu zdziwiona, ale po co latać w dalekie i nieznane kraje z małym dzieckiem? Żeby leżeć przy basenie? Pomiędzy nagrzanymi murami hotelu? I nic nie zobaczyć?
    Szczerze mówiąc ze swoimi dzieciakami jak były małe jeździliśmy na mazury, w góry, do gospodarstw agroturystycznych najlepiej w jakimś Wygwizdowie Górnym lub Dolnym :). Świeże powietrze, woda, zwierzaki, smaczne, domowe posiłki, polski lekarz, a w razie jakiejś większej awarii – niedaleko do domu. I jeszcze jeden plus – taniej.
    Nie po to lecę tysiące kilometrów od domu żeby oglądać 10 dni mury hotelu.

    1. Och, ale my w żadnym razie nie oglądaliśmy murów hotelu! 🙂 Zwiedziliśmy kawał wyspy! Za nami już kolejny wypad – tym razem na Kretę, podczas którego zobaczyliśmy jeszcze więcej. Przed urodzeniem maluszka prowadziliśmy bardzo aktywny tryb życia i nie wyobrażam sobie zrezygnować z niego całkiem teraz. Jest po prostu inaczej, trochę trudniej, ale nadal warto ruszyć cztery litery. W górach, na naszym krańcu świata spędzamy każdy weekend i część wakacji, dlatego na dłuższe urlopy ciągnie nas dalej 🙂

  11. Ja z dziecmi juz bylam miedzy innymi 2 razy w Miami, w Andorze, w Anglii itd itd. Poza tym mieszkam w Portugalii 🙂 czyli moje dzieci juz bardzo wczesnie chodzily na plaze, juz ok 6 miesiaca starszy byl, co prawda w cieniu i z duza iloscia kremow itd itd.
    Przy jednym dziecku mozna sie latwo z tata podzielic obowiazkami, z dwojka juz troche trudniej ale sie da.
    grunt to dobrze sie spakowac – wazne sa lekarstwa i kosmetyki malutkich, potem juz mozna jechac.

    Prawda jest ze juz nie bedzie tak jak bylo ale przeciez nie bedziemy w kolo domu wakacji spedzac tylko z tego powodu ze mamy male dzieci;)

    Pozdrawiam!

  12. Mamy troje i za sobą około 40 lotów zaczęliśmy jak najstarsze miało 3 miesiące . Podróżowanie z dzieciakami buduje niesamowite relacjie i wiele uczy i bynajmniej nie pisze o wakacjach all…;-)

  13. A dla mnie to troszke przesada. Dziecko jeszcze małe, niezbyt kumate i rozwinęte ruchowo nawet z wyjazdu nie skorzystało, umęczyło sie pewnie w trakcie podróży, do tego odbiło sie to troszkę na jego zdrowiu. Wy też nie bardzo skorzystaliście, też się umęczyliście, a na plaży byliście tylko raz. I po co robć coś na siłę, żeby udowodnić, że z dziekciem dalej można prowadzić takie samo życie i wszędzie jeździć, czy aby się oszukiwać w tym względzie. Bzdura. Właśnie o to chodzi, że jak się ma dziecko to trzeba inaczej patrzeć.
    Takie 2-3 latka to jest moment gdzie taki wyjazd zaczyna mieć sens, choć jeszcze bywa kłopotliwy, ale dziecko jest już bardziej świadome i zaczyna pewne rzeczy rozumieć, pewnymi sprawami się interesować, uczestniczyć w takim wyjeździe, potrafi już chodzić , może pobiegać po plaży , potaplać się w wodzie, porobić babki z piasku itd.
    Pamiętam kiedyś zwiedzanie Malborka … 3,5 h biegania po komnatach, wchodzenia po stromych wąskich schodach, słuchania historycznych opowieści i w tym rodzice tarabaniący się z wozkami, rodzice ganiający za dziećmi, wrzeszcące , biegające dzieci i w sumie nie skorzystał nikt, ani dzieci, ani rodzice, ani inni zwiedzający, bo przez drące się dzieci nic nie słyszeli. Bez sensu.
    Mam dziecko, ale uważam, że nie należy przeginać, tlyko trzeba się pogodzić z pewną konsekwencją posiadania dzieci i dostosowywać się do ich potrzeb i rozwoju, a nie ciągać dziecko wszędzie, bo rodzice mają różne kaprysy.
    Już nie będę komentowała, że argumentem waszych podóży sa koszty, bo dziecko do 2 lat lata za darmo itd. Trzeba było podróżować zanim mieliście dziecko, a nie teraz na siłe gdzieś to dziecko ciągać. Jakbyście 2-3 lata poczekali to by wam d… ni urwało.
    Wybacz, ale takie jest moje zdanie i uważam, że ludziom to sie troszkę w głowach wywraca.

    1. Przyjmuję do wiadomości Twój punkt widzenia, choć nie zgadzam się z nim 🙂 Jasne – maluch nie będzie nic pamiętać, ale przynajmniej złapał nieco witaminy D na słoneczku i pooddychał świeżym, niekrakowskim powietrzem. A przede wszystkim jego matka nie oszalała siedząc całą zimę w domu, bo na spacer w Krakowie można było tej zimy wyjść dosłownie kilka razy. I nie żałuję ani przez moment, że wybraliśmy się na te wakacje 🙂

    2. A może niektóre osoby nie muszą przesiadywać całego dnia na plaży żeby wypocząć, pomyślałaś o tym? Druga sprawa to nie jest wycieczka gdzie musisz biegać za przewodnikiem… Tego typu wakacje są głównie po to żeby spędzić czas z najbliższymi, nacieszyć się pięknymi widokami, naładować baterie, oderwać się od codziennych trosk i problemów. Co roku jeżdżę zimą na Wyspy Kanaryjskie, widzę jak dużo rodzin z małymi dziećmi również wybiera ten kierunek i nigdy nie pomyślałam, że się im poprzewracało w głowach. Każdy ma prawo do takiego wyjazdu, to że ma się dziecko nie oznacza, że człowiek przez 2 lata ma być uziemiony w domu! Takim tokiem myślenia dojdziemy do wniosku, że najlepiej nawet nie jechać do “cioci na imieniny” bo przecież równie dobrze tam dziecko może się męczyć i żadnej korzyści z tego nie będzie. Oczywiście, że trzeba patrzeć na dziecko dlatego nie polecieli z maluchem do Egiptu gdzie jest 40 stopni albo do Kenii tylko do miejsca gdzie klimat jest umiarkowany i jest bezpiecznie. Cieszę się, że już planujecie kolejne wyjazdy, udanych podróży!

  14. JEEEEEEEJUUUUUUU… czytając Twój opis wakacji czułam się jakbym czytała o moich wakacjach tylko że miejsce inne i dzieć ciut młodszy ( Bułgaria, a smyk miał 6m) Odpoczeliśmy przez tydzień i najedliśmy się, bo jedzenie było rewelacyjne i głównie na nie się nastawialiśmy, na plaży byliśmy dwa razy, a do basenu nie wchodziliśmy bo wirus panował (nasz smyk ustrzegł się gorączko-jelitówki, za to innej pary synek przechorował od drugiego dnia pobytu do powrotu do domu), ale po parko-lesie przeszliśmy kilometry usypiając smyka i dając mu czas na spokojne spanie. Smutno mi było że nie mogliśmy nic więcej zwiedzić, niż pobliskie stare miasto, ale odpoczęłam i naładowałam baterie i tego mi najbardziej wtedy było trzeba.

  15. Każdy niech sam decyduje kiedy,gdzie i z jak dużym dzieckiem jedzie.Nic mi do tego- z jednym wyjątkiem……….
    Niestety nikt sobie nie wybiera, kto po sąsiedzku mieszka za scianą.A mnie zdarzyło się przez tydzień sąsiadować z wesołą rodzinka z trójką dzieci,w tym jednym trzymiesięcznym.Nie wiem,czy wyrzynały mu sie zęby,czy miał kolkę,czy był chory…Darł sie regularnie w każdą noc ,budząc wwzystkich sąsiadów.I co zrobić z takim fantem? Rodzinie pewnie wszystko jedno,czy drze się we własnym domu,czy w hotelu.Nam nie było wszystko jedno…Po zgłoszeniu rezydentowi zmieniliśmy pokój(na całe szczęście).Rodzina była zniesmaczona,że skarżymy się na ich dzieci.Przecież też mają prawo do wypoczynku.A my nie?

    1. Współczuję… takie sąsiedztwo to nic przyjemnego. Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że nasze Słonko nie należy do tych drących się dzieci 😉 A nas niemowlęce wrzaski też potwornie irytują 😉

      1. Generalnie zgadzam się z tekstem, ale… Uff jakie szczęście ze nie masz drącego się dziecka. Czyli jak drące to już nie wolno z nim wyjeżdżać bo wszystkich drażni? (trochę to smutne), no ale nic człowiek nabiera doświadczenia z czasem.
        Pozdrawiam.

  16. Bardzo rzadko piszę jakiekolwiek komentarze.
    Ale Twoja wypowiedź po prostu mi się spodobała 🙂
    My tez zawsze podróżowaliśmy, także z dziećmi. I także dostrzegaliśmy plusy i minusy 🙂
    Ale prawdziwie poruszył mnie Twój końcowy komentarz “Nasze pierwsze wakacje nauczyły mnie nieco pokory – potwierdziły tylko, że przez dobrych kilka lat nic już nie będzie takie jak kiedyś 😉 Ale… odbijemy sobie na emeryturze ;)”
    Miałam identyczne odczucia i wciąż mnie one nie opuszczają…
    Pozdrawiam serdecznie całą Waszą rodzinkę życzac wielu wspólnych spaniałych chwil

  17. Witam
    My swoje pierwsze wakacje może nie z niemowlakiem ale z poltorarocznym i 5 letnim dzieckiem spędziliśmy 4 lata temu .
    Było bardzo dobrze starsza córka była zachwycona i dla niej wakacje w ciepłych krajach to cos pięknego .Dla drugiej tej mniejszej córki o dziwo były to prawdziwe wakacje all inclusiv musiała skosztować wszystkiego – skorzystała na całego . Na wieczornych animacjach potańczyła a pózniej poszła spać i tak juz spała do rana . Bardzo fajnie wspominamy nasze wakacje :)00

  18. Super relacja 🙂
    My tez zwiedzamy z malymi dziecmi ile sie da, teraz juz mamy dwojke ale wczesniej tez udalo nam sie pojechac do USA, zwiedzic Floryde, w Portugalii 2 razy, poludnie Hiszpanii. W tym roku planujemy w lipcu 3 wispy kanaryjskie, a w sierpniu Izrael.
    Napisze tez na pryw. email – bo mamy kilka pytan o Teneryfe 🙂

  19. Ja uważam, że każde dziecko jest inne i to rodzice powinni umieć ocenić czy można dziecku fundować takie podróże. Jeśli maluch potrzebuje spokoju, a na każdą zmianę reaguje wielogodzinnym płaczem to lepiej sobie odpuścić. Ja ze starszą córką pierwszy raz poleciałam do Turcji jak miała roczek. Było świetnie. Opalaliśmy się, chodziliśmy na spacery. Byliśmy na dwóch wycieczkach m.in. na wyspie Kos. Teraz hartujemy Młodego :). Skończył 5 miesięcy. Był z nami na weekend w Pradze a wakacje planujemy na Chorwacji. Młody jest niezniszczalny. W samochodzie śpi, można z nim chodzić wszędzie. A mamusia nawet w tramwaju potrafi nakarmić 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *