Floki przychodzi z deszczem, czyli drugie spotkanie z bezdomnym kudłaczem

Po powrocie z długiego porannego spaceru, zasiadam z kawką i książką na kanapie. Zbiera się na deszcz, czas więc na chwilę relaksu. Wyciągam nogi na stół… i widzę jak na na taras wbiega burza kłaków, wiedziona mokrym brązowym nosem, który z nadzieją przykleja się do szyby! Floki! Wróciłeś!

 

 

 

 

 

Tak wygląda kudłata psia radość! Nie wiadomo gdzie się kończy, a gdzie zaczyna. Nie wiadomo, czy to głowa, czy część ogoniasta, czy ucho, czy łapa, nie nadążam za tą radością! I tylko, głaszcz, przytulaj, drap za uszami i nie przejmuj się tym,  że jestem taki brudny! Co tam pchły, tak się cieszę że jesteś!

 

Po pierwszych powitalnych czułościach, zaczyna się wąchanie michy. Pustej. Po chwili miska zapełnia się pachnącym jedzeniem, a Flokiemu aż się uszy trzęsą od łapczywego pochłaniania jej zawartości.  Mięso znika w sekundach. Warzywa muszą poczekać na swoją kolej. Jak zgłodnieje, też zje.

Floki ma niestety pecha. Do wyjazdu zostało dosłownie kilka godzin. Nie zabierzemy go bez wcześniejszego prania, najlepiej z wybielaczem, w 90 stopniach, z porządnym odwirowaniem… Dajemy mu chwilkę ochłonąć, a sami przygotowujemy się do operacji kąpiel. Szampon psi zakupiony. Problem stanowi jedynie naczynie do kąpania – do własnej wanny na pewno go w tym stanie nie wpuszczę. Ostatecznie postanawiamy wykąpać go po prostu na trawie, na zasadzie – jedno trzyma, drugie polewa ciepłą wodą. W teorii plan był doskonały. Z praktyką poszło już znacznie gorzej…

Odziana w najbrudniejsze z możliwych robocze ubrania, przytulam psa do siebie, w tym czasie na jego grzbiet delikatnie leje się ciepła woda z wiaderka. Próba ucieczki – udaremniona. Nakładam nieco psiego szamponu na dłoń i delikatnie wcieram w brudaśne kudły. Floki się uspokaja, ewidentnie takie głaskanie z pianą mu odpowiada. Niestety, w momencie próby spłukania piany wyrywa się i ucieka. Biega po trawie jak szalony, ale w końcu wraca. Daje się namydlić jeszcze raz, ale przy spłukiwaniu sytuacja się powtarza. Tym razem Floki znika na dobrych kilka chwil. Widzimy jak biegnie drogą, otrzepując się z piany, za nim wzbijają się tumany kurzu. Jesteśmy przekonani, że po tak traumatycznych przeżyciach już nie wróci.

A jednak, pojawia się. Niepewny, lekko obrażony. Kładzie się na schodach przed wejściem i najpierw udaje, że go w ogóle nie ma. Lecz gdy do niego podchodzę, przekłada pysk przez barierki i szturcha mnie nosem. Domaga się głaskania. Chyba w ramach przeprosin za straty moralne.

Jest na nim jeszcze sporo piany, po chwili podejmujemy więc ostatnią próbę. Tym razem sprawa odbywa się po męsku, ja nie biorę już w tym udziału. Floki jest delikatnie obmywany wodą, już nie laną wprost z wiaderka ale nanoszoną dłońmi. Daje się oszukiwać, że to jedynie głaskanie tylko przez chwilę. W pewnym momencie wyrywa się i pędzi przez taras jak szalony!

Tak wygląda zmokły Floki, probujący otrzepać się z resztek wody i piany.  Tarza się po tarasie, próbując wetrzeć wszystkie pchły w deski. Prawdopodobnie te małe paskudztwa pod wpływem szamponu zaczęły gryźć niemiłosiernie i gromadzić sie w miejscach dla psiego drapania niedostępnych, bo Floki przychodzi do mnie i każe się drapać po grzbiecie. Gdy tylko przestaję delikatnie chwyta moją dłoń zębami i nakierowuje w miejsca, gdzie drapanie jest konieczne. Po zadaniu mu takich męczarni choć tyle możemy dla niego zrobić.

Efekty prania psa są marne. A na tarasie trwa malowanie ławki. Floki szukając miejsca do drapania grzbietu bezbłędnie trafia na kant nowiutkiej ławeczki i wyciera grzbiet w świeżo pomalowane drewno… Jego ledwo co wyprane futro jest teraz jasnobrązowe, świetnie pasuje do koloru domu. Floki, obawiam się, że następnym razem będziesz prany przy użyciu rozpuszczalnika…

Gdy Floki nieco wysycha, zaczyna się zabawa z nożyczkami. Udaje mi się obciąć mu sporo skudlonych kołtunów. Wyglądają jak filc. Obcinając te najgorsze kudły koło uszu, muszę dobrze się naszukać, żeby zidentyfikować wśród nich uszy rzeczywiste i domniemane. Co ciekawe psu to przycinanie bardzo się podoba. Przynajmniej jeden promyk nadziei.

Zakładam mu wcześniej zakupioną obrożę przeciw insektom. Podobno odstrasza zarówno pchły jak i kleszcze. Mam nadzieję, bo kleszczy nasz biedaczek miał w sobie sporo… Obroża bardzo mu odpowiada, nie zgłasza najmniejszych sprzeciwów.

Niestety,  czas wyjazdu zbliża się wielkimi krokami. Floki przy próbie zamknięcia go choć na chwilę w przedsionku zaczyna wariować. Skuczy, skacze do okna. Nie odnajduje się w zamkniętym pomieszczeniu. Poza tym, nadal jest potwornie brudny. Nie jesteśmy więc w stanie zabrać go z nami. Postanawiamy więc kolejnym razem lepiej przygotować się do kąpieli, kupując wanienkę dla psa 🙂

A tymczasem, męskie dłonie w błyskawicznym tempie zbijają prowizoryczną budę z płyt meblowych zalegających w piwnicy. W  międzyczasie rozpętała się potworna ulewa, chcemy więc, żeby Floki miał choćby takie schronienie. Floki od razu rozumie, że to jego nowy dom. Wchodzi do środka, układa się wygodnie osłonięty od deszczu i wiatru, zwija się w kłębek i zasypia… Jestem dziwnie spokojna, że będzie na nas czekał…

Dalsze losy Flokiego poznasz tutaj 🙂

13 Replies to “Floki przychodzi z deszczem, czyli drugie spotkanie z bezdomnym kudłaczem

  1. Dobre macie serduszko.
    A kudłacz wie, jak zdobyć Waszą sympatię. 🙂

    Jaka biedna psinka?
    Ma niemożnego farta, że na Was trafiła 😀

  2. Witam serdecznie,

    Przeprasza, że nie w temacie ale mam pytanie czym ma Pani wyłożony taras, chodzi o podłogę, czy są to deski czy jakieś tworzywo??? Czy taras jest zadaszony czy też narażone są one na bezpośrednie działanie warunków atmosferycznych? Z góry dziękuję za odpowiedź:).

    1. Witam, chętnie służę pomocą 🙂 Podłoga tarasu jest zrobiona z ryflowanych desek modrzewiowych. Zostały dwukrotnie pomalowane olejem do drewna. Jak na razie trzymają się świetnie, zobaczymy co będzie z czasem. Na pewno trzeba je od czasu do czasu na nowo pomalować. Pozdrawiam 🙂

  3. Bardzo miło mi się czytało ten text 🙂 …. aż się zmartwiłem, że już koniec. Uwielbiam ludzi którzy rozumieją i kochają zwierzęta.
    Pozdrawiam 🙂

    P.S. Znajdę gdzieś “„Floki przychodzi z deszczem, czyli “PIERWSZE” spotkanie z bezdomnym kudłaczem” ??

  4. Miałam przeczucie, że wróci:)

    Czy zamierzacie przygarnąć go na stałe?
    Podobno psy w naturalny sposób podnoszą poziom endorfin, zwanych hormonami szczęścia:))

    1. moja droga, endorfiny z pewnością Floki potrafi podnosić bardzo skutecznie! 🙂 przygarnięcie cały czas jest rozważane… 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *