Industrialnie, czyli krótka opowieść o tym skąd się bierze ciepło

Sezon grzewczy powoli się rozkręca. Niestety. Szczególnie z perspektywy istot ciepłolubnych, do których z pewnością się zaliczam. W przetrwaniu długich, ciemnych zimowych miesięcy najbardziej pomaga mi ogień buzujący w kominku. Jeśli jednak akurat nie mam pod ręką kominka pociechą niech będzie choćby i gorący kaloryfer.

Aby lepiej przygotować się do zimy postanowiłam w tym roku zgłębić tajniki produkcji jakże miłego kaloryferowego ciepła. A okazja nadarzyła się sama – dzień otwarty krakowskiej elektrociepłowni, od kilku lat pod marką EDF. Mam takie niegroźne zboczenie – lubię zwiedzać zakłady produkcyjne. Niezbyt licuje to z moją górsko-przyrodniczą naturą, ale cóż zrobić, tak już mam i kropka. Wzbraniać się przed tą potrzebą zbytnio nie będę 😉

Na wejściu odniosłam dziwne wrażenie, że impreza skierowana jest głównie do dzieci. Dmuchane zamki do skakania, tunele wyglądające niczym trzewia paskudnego robala a wzbudzające ogromny entuzjazm wśród dziatwy i rozdający słodycze pomarańczowy smok. Gdybym wiedziała wcześniej pożyczyłabym jakiegoś brzdąca od znajomych. A tak, głupio było samemu podejść do smoka po cukierki 😉 Z drugiej strony w przypadku wypożyczenia potomstwa zapewne pseudo-potomstwo wszelkie zdobyte słodycze skonsumowałoby własnoustnie, więc w zasadzie niewielka strata.

Po odczekaniu dobrej godziny wreszcie załapaliśmy się na swoją kolej. Zwiedzanie odbywa się w sposób zorganizowany w grupach po 25 osób.

Zaczynamy przechodząc przez mini muzeum z kilkoma eksponatami. Kawałek dalej makieta przedstawiająca zabudowania całej elektrociepłowni. Dobrze, że możemy obejrzeć ją na samym początku zwiedzania – dzięki temu nieco łatwiej odnaleźć się w terenie. Co nie zmienia faktu, że w pewnym momencie i tak się gubię i nie wiem już zupełnie gdzie jest wejście, wyjście, a nawet strony świata. Niebo nie ułatwia orientacji, nad nami cały czas wiszą szare chmury.  Większość zwiedzania odbywa się na zewnątrz, mamy więc szczęście, że obywa się bez deszczu.

Wysokie kominy elektrociepłowni widoczne z daleka z każdego miejsca w Krakowie i wokół niego z dołu wyglądają nieco inaczej. Wydają się jakieś krzywe… Okazuje się, że krzywość nie jest wyłącznie złudzeniem – rzeczywiście obydwa kominy są odchylone od pionu i na dodatek lekko tańczą na wietrze. Wyższy komin liczy 262 metry i jest najwyższą budowlą Krakowa. Niższy ustępuje swojemu większemu koledze o około 40 metrów. Nawet z niewielkiej odległości kominy wydają się bardzo wąskie. Dwie kreski na krakowskim horyzoncie. Tymczasem, gdy podejdzie się tuż pod nie okazuje się, że podstawa jest bardzo solidna.

BHP przede wszystkim. Zakładamy kaski na głowy i wąskimi schodami wchodzimy do budynku, w którym mieści się Blok energetyczny nr 1 i 2. Mam stuprocentową pewność, że nigdy nie będę pracować w miejscu, w którym kask jest obowiązkowym wyposażeniem. Wygląda się w tym tragicznie, a na dodatek strasznie psuje fryzurę 😉

Po przejściu kilku pięter wąską klatką schodową wychodzimy na wewnętrzne galerie otaczające halę produkcyjną. W dole całe mnóstwo różnych instalacji, kotłów, rur, kabli. Dla laika kompletne pomieszanie z poplątaniem. Natomiast niesamowite wrażenie robi oświetlenie tych industrialnych czeluści. Ciepłe żółte światło w kolorze ognia jakoś nie pasuje do tych szaroburych ustrojstw.

 

 

 

 

 

 

 

Całkiem pod sufitem zamontowano ogromne suwnice. Tylko w taki sposób można “wnieść” kilkudziesięciotonowe elementy na teren hali. Wszystko robi spore wrażenie. Wprawdzie nadal nie wiem skąd się bierze ciepło, ale przynajmniej wiem, jak taki ogromny zakład wygląda od środka.

Po obejrzeniu hali czas na wizytę w centrum dowodzenia. Kilkanaście ekranów i zatrzęsienie światełek. Do tego jeden pan, którego praca na pierwszy rzut oka polega wyłącznie na wpatrywaniu się w ekran. Straszna nuda… Ciekawie robi się dopiero kiedy któreś światełko rozświetla się kolorem innym niż powinno.

Wtedy znudzony pan odstawia na bok kawę i zabiera się do pracy. Jeśli oczywiście nie jest za późno na reakcję.

Może kontrola elektrociepłowni nie jest tak skomplikowana jak kontrola lotów, ale tak czy tak awarie mogą być brzemienne w skutki i generować ogromne koszty.

Elektrociepłownia jak sama nazwa wskazuje produkuje nie tylko ciepło, ale również energię elektryczną. Jedno z drugim idzie w parze. Choć o parze będzie nieco dalej 😉

W każdym razie oprócz rurociągów na terenie eletrociepłowni roi się od słupów energetycznych. Gąszcz słupów i drutów. Jakże malowniczo 😉

EDF inwestuje obecnie w instalację odsiarczania spalin. Od 2016 rooku zmieniają się unijne normy środowiskowe, zwiększające restrykcje w kwestii emisji pyłów szkodliwych dla środowiska. Instalacja jest więc konieczna.

Najbardziej widocznym elementem tej instalacji powstającym  na terenie zakładu będzie kolejny komin. Mamy więc okazję obejrzeć jak buduje się kolejny gigant, który wpisze się w panoramę Krakowa. Czy to dobrze, czy źle – to się dopiero okaże. Komin ma być jednak znacznie niższy od swoich starszych sąsiadów. Nieco ponad 100 metrów. Może więc  nie zakłóci aż tak krajobrazu.

Tymczasem na dzień dzisiejszy na terenie elektrociepłowni powstała podstawa komina, a kolejne jego piętra leżą sobie spokojnie tuż obok, czekając na swoją kolej. Będzie kolorowo – na niebieskiej podstawie biało czerwone kręgi. Kolory dziwnie nawiązujące do kolorystyki jednej z

krakowskich drużyn piłkarskich. Czyżby projektant był kibicem? 😉

Dopiero podchodząc blisko kręgów zdaję sobie sprawę z tego jakie są wielkie! Te kolosy staną jeden na drugim, tworząc konstrukcję komina.

Nieco dalej… Właśnie to chciałam zobaczyć z bliska. Ogromne chłodnie, z których zawsze unosi się biały obłok pary wodnej. Z niedużej odległości robią jeszcze większe wrażenie! Betonowy gigant dominuje nad wszystkim wokół. Zawsze byłam przekonana, że po pierwsze te ogromne budowle to kominy, a po drugie, że ulatujące z nich białe opary to dym. Tymczasem dopiero niedawno dowiedziałam się, że to nie kominy, a chłodnie, a dym nie jest dymem tylko parą wodną. Czyli nic groźnego. Akurat te białe obłoczki nie przyczyniają się do zagęszczania pokrywy smogowej nad naszym miastem.

Jestem jedynie nieco zawiedziona, że nie mogę podejść pod chłodnię pomalowaną w chmury. Pytam dlaczego druga chłodnia nie została tak pomalowana – w końcu w ten sposób  wyśmienicie udaje się ukryć betonową budowlę na tle nieba. Okazuje się, że koszty malowania są gigantyczne! No tak, spora powierzchnia, spora wysokość, a wartość dodana dla firmy jeśli nie żadna, to niewielka.

Chmurkową budowlę udaje nam się zobaczyć dopiero zza hałdy węgla. A hałda jest naprawdę wielka! Wreszcie jesteśmy u źródła. To właśnie spalanie tego węgla podgrzewa wodę trafiającą do kaloryferów.

Węgiel dociera na teren elektrociepłowni koleją. Kto kojarzy przejazd kolejowy koło Galerii Handlowej Plaza (ulica Kosynierów)? Właśnie ta linia kolejowa prowadzi do zakładu. Jeszcze nigdy nie widziałam tam pociągu, ale podobno naprawdę tamtędy jeździ. Uważajcie więc na tym przejeździe 😉

Tory wpadają na teren zakładu i przecinają go znikając w czeluściach hali, którą mieliśmy okazję zwiedzić.

Barak. Niby takie nic. Tymczasem okazuje się, że w tym baraku znajduje się “obracalnia” wagonów. Wagon z węglem wjeżdża do środka, tam przez specjalne urządzenia jest obracany do góry nogami (gdziekolwiek wagon ma nogi), węgiel wysypuje się na taśmociąg, a pusty wagon może jechać z powrotem. Sprytne. A taki niepozorny budynek. Szkoda, że w planie wycieczki nie ma oglądania obracanego wagonu, bo to chyba byłoby najciekawsze 😉

No dobrze, łazimy, łazimy i nic z tego nie wynika. Dalej nie wiem, gdzie jest ta ciepła woda, która wpływa do kaloryferów. Moja ciekawość jednak w końcu zostaje zaspokojona. Na samym końcu wycieczki trafiamy w miejsce, gdzie wchodzą i wychodzą rurociągi. Każdy z nich opisany: “Magistrala Wschód”, “Magistrala Zachód” itd. Gorąca woda płynie do miasta i po jego ogrzaniu wraca z powrotem do elektrociepłowni, gdzie jest poddawana ponownemu podgrzaniu. Co ciekawe okazuje się, że woda do ogrzania trafia tu nie z Wisły, a z Białuchy. Dlaczego? Ta z Wisły jest… zbyt zanieczyszczona….

Na koniec nieco zaskakująca tabliczka “Prosimy nie karmić tu kotów. Punkt karmienia kotów przeniesiony o 30m metrów.” 🙂 Jak widać te ciepłolubne stworzonka upodobały sobie okolice gorących rurociągów. To miłe, że nikt ich stąd nie przegania, wręcz przeciwnie – dokarmianie jest mile widziane. Dzięki temu populacja gryzoni na terenie zakładu maleje.

Po tej wycieczce jestem nieco mądrzejsza. Ale tylko nieco. Dalej nie do końca wiem co tak naprawdę widziałam 😉 Szczególnie, że w moich kaloryferach i tak nie płynie woda stąd 🙂 W centrum Krakowa nadal łatwiej zainstalować własną instalację gazową niż podłączyć się do sieci ciepłowniczej. Ale miejmy nadzieję, że niedługo i to ulegnie zmianie…

2 Replies to “Industrialnie, czyli krótka opowieść o tym skąd się bierze ciepło

  1. A u mnie ciepło bierze się głównie z kominka. Ma o swój niezaprzeczlany urok:)) Z sezonu grzewczego w krakowie zapamiętałam majowe zimno. Bo poaę dni po zakończneiu tzwsezonu grzewczego, wracały chłodniejsze dni. I wtedy było strasznie zzzzimno:)). Ciekawa wycieczka!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *