Krakowski Szkieletor i refleksje o przemijaniu

TEKST NAPISANY W KWIETNIU 2016

Z krakowskiego krajobrazu powoli znika Szkieletor. Nie, nie będę po nim płakać, ale… No właśnie, “ale”.

Szkieletor był odkąd pamiętam. Od mojego zawsze. Widziany z każdego punktu Krakowa, z Kopca Kościuszki, z Wawelu, z wieży kościoła Mariackiego. Z poziomu przedszkolaka maszerującego z rodzicami w odwiedziny do dziadków. Znad kierownicy roweru nastolatki jadącej do babci-matematyczki rozwiązywać zadania “z gwiazdką”. Z perspektywy studentki spoglądającej przez okna wtedy jeszcze Akademii Ekonomicznej. Znad konewki na balkonie rodziców, gdy pod ich nieobecność podlewałam czerwone pelargonie. Z przestworzy, gdy jako poważna kobieta biznesu w ultrawysokich szpilkach i brutalnie wąskiej, ale jakże eleganckiej spódnicy wyglądałam przez okienko samolotu zataczającego pętlę nad Krakowem przed lądowaniem w Balicach.  Czy w końcu dziś… z zasapanej perspektywy przyszłej mamy z już ogromnym brzuchem, toczącej się przez Rondo Mogilskie na zajęcia szkoły rodzenia.

Paskudny, obskurny metalowo-betonowy kolos pasujący do mojego kochanego Krakowa jak kwiatek do kożucha, jak pięść do nosa, jak wół do karety. A jednak wpisał się w jego krajobraz na dobre i trudno wyobrazić sobie Kraków bez Szkieletora. Miał niezastąpioną wartość praktyczną, stanowił bowiem wyśmienity punkt orientacyjny szczególnie, gdy trzeba było wyjaśnić przyjaciołom z innych stron Polski, gdzież jest to Rondo Mogilskie 😉

Tymczasem kilka tygodni temu ruszyła rozbiórka dolnych pięter nieukończonego biurowca Naczelnej Organizacji Technicznej.

Po wieloletnich, ciągnących się od początku lat osiemdziesiątych perypetiach i wielokrotnych próbach inwestowania w ukończenie Szkieletora, odrzucanych a to przez wojewódzkiego konserwatora zabytków (choć sam Szkieletor zabytkiem nie jest, to docelowa wysokość budynku miała zakłócać zabytkowy układ urbanistyczny Krakowa), a to przez Wojewódzki Sąd Administracyjny, ze względu na uchybienia w analizie urbanistycznej – wydawało się, że ten moloch nigdy nie zmieni swojego wyglądu. Tymczasem rok 2016 okazał się wreszcie szczęśliwy dla inwestorów.

Najwyższy czas, bo natura zaczęła już uzurpować sobie prawa do porzuconego budynku, a Szkieletor powoli zaczynał przypominać miejskie dżungle z filmów science fiction, w których ludzkość wymiera w bliżej niezidentyfikowanej epidemii pozostawiającej po sobie jedynie zastępy krwiożerczych zombie.

Jeśli chcecie obejrzeć postępy prac – od strony Uniwersytetu Ekonomicznego plac budowy nie jest ogrodzony murem, można swobodnie obejrzeć jak znikają kolejne tony żelbetonu.

Współczuję mieszkańcom pobliskich domów – ogłuszający hałas spadających ton gruzu jest nie do wytrzymania.

Pierwszy etap rozpoczętej właśnie przebudowy, czyli przerobienie Szkieletora w elegancką Unity Tower ma zakończyć się w 2018. No właśnie… Unity Tower… (EDIT lipiec 2019: Unity Tower jeszcze nie widać, choć postępy prac są znaczne.)

Jakkolwiek patetycznie to zabrzmi na naszych oczach tworzy się historia. Moje jeszcze nienarodzone dziecko pozna Kraków już bez Szkieletora, dla niego będzie to po prostu jeden z wielu biurowców wokół Ronda Mogilskiego. I tak jak moje pokolenie podśmiechuje się z rodziców używających bezwiednie starych nazw ulic: zamiast Piłsudskiego mówią o Manifestu Lipcowego, zamiast Armii Krajowej jest Koniewa, a zamiast Prażmowskiego – Marchlewskiego; tak my dla naszych dzieci będziemy pewnie śmieszni mówiąc o jakimś tam Szkieletorze. Bo Szkieletor zawsze będzie Szkieletorem. Nieważne jak elegancko będą wyglądać jego szklane fasady, nie wierzę, że dla prawdziwych krakowian kiedykolwiek zmieni nazwę. A przynajmniej nie w tym pokoleniu… Właśnie poczułam się strasznie staro 🙂

A Wy jak myślicie, czy Szkieletor kiedykolwiek przestanie być Szkieletorem w mentalności krakowian?

Wizualizacje Unity Tower możecie znaleźć tutaj.

One Reply to “Krakowski Szkieletor i refleksje o przemijaniu”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *