Czasami los zanosi nas w miejsca, które przez swój niewiarygodny urok zostają w pamięci na zawsze. Takim właśnie miejscem okazało się dla mnie opactwo cystersów Abbaye de Senanque w południowej Francji.
Sięgający swoją historią XII wieku klasztor usadowił się w malowniczej kotlinie, porośniętej lawendą. Trafiliśmy tu pod koniec lipca, w czasie, gdy lawenda pyszniła się pełnią swojego fioletu. Szare mury opactwa otoczone fioletem wyglądały zupełnie jak z bajki.
Abbaye de Senanque znalazło się zupełnie przypadkiem na naszej trasie podczas podróży wzdłuż Morza Śródziemnego. Będąc w okolicach Saint Tropez zobaczyliśmy zdjęcia tego niesamowitego miejsca i nic nie było już w stanie powstrzymać nas przed jego odwiedzeniem. Klasztor znajduje się około 100 km na północ od Marsylii (mapka na końcu notki), warto tu więc zajrzeć spędzając wakacje na Lazurowym Wybrzeżu.
Jedno z tych miejsc, w których chciałoby się zostać na dłużej. Tu nawet życie mnicha nie wydaje się takie straszne 🙂 Cisza, spokój, nastrój sprzyjający medytacji… Podobno pielgrzymi złaknieni duchowego odpoczynku mogą zatrzymać się w opactwie. Może kiedyś?
Głównymi zajęciami mnichów są uprawy lawendy i hodowla pszczół. Nietrudno to zauważyć – próba zrobienia sobie zdjęcia w polu lawendy oznacza konfrontację z chmarami tych sympatycznych, ale jednak żądlących owadów. Dlatego trzymaliśmy się jednak od grządek w rozsądnej odległości 🙂
Po wizycie w opactwie warto odwiedzić pobliskie miasteczko – Gordes. Wąskie uliczki z typowego dla tych stron białego kamienia zachęcają do spacerów. Koniecznie trzeba też zobaczyć Gordes z pewnej odległości – najpiękniej prezentuje się podziwiane z pobliskiego wzgórza.
Jeśli tylko wybierzecie się kiedyś na zwiedzanie południowej Francji koniecznie dopiszcie Abbaye de Senanque oraz Gordes do listy punktów wartych odwiedzenia. I obowiązkowo w okresie kwitnienia lawendy!
Pozostaje tylko żałować, że nasze polskie klasztory cystersów choć też piękne, nie są aż tak malownicze. Dla porównania zerknijcie na klasztor cystersów w Szczyrzycu.
wow, świetne zdjęcia.
I piękne miejsca.
Byłam niedawno w Awinion.
Akurat był festiwal teatrów ulicznych.
Niezapomniane przeżycia.
Polecam.
🙂
Pozdrawiam
od siebie dorzucam sposób jak można znaleźć super tanie noclegi
http://www.cowartozobaczyc.pl/tani-hotel-gigantyczna-porownywarka-wyszukiwarka-hoteli-polska-swiat/
Do Awinion jeszcze nie zawitałam 🙂 ale festiwal teatrów ulicznych brzmi świetnie! 🙂
Witam a ja byłam na polach lawendowych było cudnie i w Awinion i w prowansalskim kolorado ludzie to koniecznie trzeba zobaczyć i na 15 sierpnia na dożynki lawendowe do Solte dojechać i borii zobaczyć i góre wiatrów Coś niesamowitego
to przy następnej wizycie w Prowansji 🙂
W opactwie Senanque byłam; szczególnie urzekły mnie motyle odwiedzające kwiaty na lawendowych polach. Nie zgodzę się jednak z generalizującą opinią na temat braku malowniczości polskich klasztorów cysterskich. Polecam Sulejów, gdzie można poczuć się jak w Normandii lub Bretanii: http://cystersi.sulejow.pl/
w Sulejowie nie byłam, chętnie odwiedzę 🙂 nie twierdzę, że nie są malownicze, jedynie że nie “aż tak” 🙂
Wow, kolory obłędne!
Domyślam się, że zapachy też? 🙂
zdecydowanie tak! 🙂
Porywające! Przywodzą mi na myśl bezkresne polskie wrzosowiska na Pojezierzu Drawskim
nie jestem fanką fioletu, ale w naturalnym wydaniu rzeczywiście robi wrażenie 🙂
Podpowiedz ,proszę dokładniej ,gdzie są takie miejsca wrzosowisk na Pojezierzu Drawskim .Chętnie odwiedzę
Stosunkowo niedawno był reportaż radiowy o kobiecie z miasta, która samotnie uprawia pola lawendy gdzieś w Polsce, niestety nie zapamiętałem gdzie. Wykupiła za “bezcen” podupadające gospodarstwo z równie podupadłym obejściem, wydała niewielkie oszczędności i zaczęła od uprawy z dobrym skutkiem. Miejscowi nie wierzyli w powodzenie ale życzyli jej dobrze. Przedsięwzięcie się udało i teraz tę kobitę miejscowi nazywają Lawendowa Pani.
o! ciekawe 🙂 wydawałoby się, że w naszym klimacie będzie trudno. choc z drugiej strony ludzie hodują lawendę w przydomowych ogródkach.
wpadnij tam też wiosną, kiedy okoliczne sady są w kwiatach -cudo !
Może kiedyś się uda 🙂
Zakochać się w takim miejscu i … pozostać.
zdecydowanie tak! 🙂
Jeśli mowa o Senanque, warto wspomnieć o pozostałych 2 siostrach (opactwach) z Prowansji: Silvacane i Thoronet. Przy okazji wizyty w Gordes, można również zajrzeć do village des Bories – wioski kamiennych domków budowanych bez użycia zaprawy, od czasów prehistorycznych do XIX wieku. Na koniec trzeba stwierdzić, że Prowansja obfituje we wszelkie atrakcje turystyczne i na gruntowne zwiedzenie wszystkich może nie starczyć życia.
bardzo dziękuję za uzupełnienie informacji 🙂 to prawda – zwiedzanie Prowansji mogłoby trwać wieki… i wcale nie stałoby się nudne!
Witam. Piękne zdjęcia. Poza tym to bardzo ciekawy blog.
Zapraszam również do zajrzenia na tą stronę http://enigfant.blog.pl
Dopiero zaczynam i mam nadzieję, że komuś się może spodoba:)
Pozdrawiam.
Cudnie, pięknie!!! To jedno z moich największych marzeń! Jestem miłośniczką lawendy,ziół, starych kamiennych murów, popękanych ceramicznych gontów. Pozdrawiam serdecznie!