Niekoniecznie górskie ciekawostki z pogranicza Beskidu Wyspowego – Szczyrzyc

Po przepięknej widokowo wycieczce na Mogielicę nastepny dzień spędzamy w większości na autokarowym zwiedzaniu. I całe szczęście, bo z  nieba deszcz leje się strumieniami. Musieliśmy się chyba mocno narazić komuś na górze.

Po wczesnym śniadaniu, na które trzeba dobiec do sąsiedniego budynku w strugach deszczu, schodzimy z Lubogoszczy w dół do czekającego w Kasince Małej autokaru. Kierunek – Kasina Wielka, Szczyrzyc, Dobczyce, Kraków.

Pierwszy przystanek w Szczyrzycu. Pięknie utrzymany klasztor cystersów niestety również wita nas deszczem. Udaje nam się jednak znaleźć zadaszone miejsce, gdzie w spokoju możemy posłuchać o historii klasztoru. Co bardziej zmęczeni zasiadają w jedynym miejscu przewidzianym tutaj do siedzenia – konfesjonale 😉

Cystersi pojawili się w Małopolsce za sprawą niejakiego Teodora z rodu Gryfitów, wojewody krakowskiego. Miało to miejsce w XIII wieku. Pierwotnie zostali ulokowani w podhalańskim Ludźmierzu, z którego jednak szybko przenieśli się w miejsce bardziej sprzyjające pod względem klimatu i mniej narażone na napady zbójeckie – czyli do Szczyrzyca. Zakon cystersów, wywodzący się z reguły benedyktynów, odrzucający jednak posiadanie jakiejkolwiek prywatnej własności, specjalizował się w rolnictwie. Z tego też powodu był niezmiernie pożądany na terenach wymagających organizacji osadnictwa, karczowania lasów, rozwijania upraw. Dzięki cystersom udało się rozwinąć gospodarczo okoliczne tereny, tworząc wokół Szczyrzyca powiat sięgający na północy po Wieliczkę, na południu po Nowy Targ.

Rozwój opactwa trwał aż do czasów potopu szwedzkiego, przez kolejne sto lat wpływy zakonu stopniowo malały. Pod zaborem austriackim zakon został pozbawiony włości, nie podzielił jednak losu innych zgromadzeń, z których wiele zostało całkowicie zlikwidowanych. Austriacy pozostawili cystersom prawo do prowadzenia ograniczonej działalności, w tym do prowadzenia szkoły. Uczęszczał do niej między innymi niejaki Franciszek Smaciarz, znany bardziej pod pseudonimem Władysław Orkan – pisarz urodzony w Gorcach, który poświęcił swą twórczość górom.

W czasie II wojny światowej w Szczyrzycu funkcjonował ruch oporu, zakonnicy wspierali lokalnych partyzantów.  Obecnie klasztor jest przepięknie odnowiony i przeżywa swoją drugą świetność.

Od XVII wieku aż do drugiej wojny światowej przy klasztorze funkcjonował browar, produkujący ponoć niezłej jakości piwo. Sytuacja zmieniła się po wojnie, kiedy to browar przejął PGR – niestety nie bez wpływu na jakość produkowanego trunku. Cystersi próbowali podjąć ponowną działalność browarniczą po 1989 roku, jednak nie byli w stanie sprostać konkurencji. Obecnie w dobie rozwoju niewielkich lokalnych browarów, gdy modna stała się konsumpcja piw innych niż wszystkie, być może uda się  cystersom wznowić produkcję nie nastawioną na masową skalę, ale na wymagające podniebienia koneserów piwa. Trzymam kciuki za powodzenie tej inwestycji 🙂

Szkoda, że pogoda nie dopisuje bowiem z przyjemnością powłóczyłabym się po klasztornych  włościach i obejrzała cysterskie muzeum. Cóż, z Krakowa to rzut beretem, trzeba będzie się wybrać na wycieczkę w któryś weekend. A tymczasem opuszczamy Szczyrzyc, aby udać się w stronę Diablego Kamienia.

Po drodze ślady niedawnej powodzi. Kilka tygodni temu, gdy woda szalała w Beskidzie Wyspowym nie ominęła i Szczyrzyca. Na płynącej przez miejscowość rzece Stradomce nie pozostawiła prawie żadnego mostu. Woda porwała wszystko co stanęło na jej drodze. Dziś mieszkańcy próbują zastąpić brakujące mosty prowizorycznymi rozwiązaniami – niektóre z nich budzą grozę, jak chociażby ta kładka z dwóch drewnianych pni… Za nic w świecie bym na nią nie weszła 😉

Przed nami dwa kilometry spaceru asfaltem. Oczywiście w dużej mierze w deszczu. Deja vu z Mogielicy – deszcz pojawia się i znika przyprawiając o drgawki na samą myśl o ponownym założeniu czy zdjęciu kurtki.

Wreszcie docieramy do celu. Jeszcze tylko strome podejście błotnistą ścieżką – istna Golgota, nic dziwnego, że postawili tu drogę krzyżową. Szczególnie, że ścieżka prowadzi do pustelni i kaplicy pod nomen omen… Diablim Kamieniem.

Skąd pustelnia, kaplica i Diabli Kamień w jednym miejscu? Zacznijmy więc może od początku. Dawno, dawno temu, kiedy cystersi rozpoczynali budowę klasztoru w Szczyrzycu, fakt ten zirytował niezmiernie Lucyfera, który postanowił za wszelką cenę nie dopuścić do powstania opactwa w tym miejscu. Niewiele się namyślając diabeł złapał leżącą pod ręką skałę i dzierżąc ją w dłoniach poleciał w stronę Szczyrzyca. Jak na razie wszystko szło po jego myśli. Nie przewidział jednak, że zaskoczą go dzwony bijące na Anioł Pański. Nie wiadomo dokładnie co się stało, być może od bicia dzwonów Lucyfera tak rozbolały uszy, że musiał je zatkać i tym samym wypuścić głaz z dłoni, w każdym razie faktem jest, że głaz spadł na ziemię. Nie doleciał jednak do Szczyrzyca, lecz upadł kilka kilometrów wcześniej, nieopodal miejscowości Smykań. Tak przynajmniej wieść gminna niesie, bowiem zapewne geologowie sprzeczaliby się co do pojawienia się tej skały w tym miejscu w czasie budowania  klasztoru, czyli w wieku XIII 😉

Ogromna skała musi mieć w sobie coś magicznego, od lat bowiem przyciąga specyficzne osobowości. W szczelinie ogromnego głazu na początku XIX wieku zamieszkał pierwszy pustelnik. Uczynił to w ramach dziękczynnienia za bezpieczny powrót ze służby wojskowej. Dzisiaj pewnie raczej poszedłby na wódkę z kolegami, wtedy jednak czasy były nieco inne 😉 Od czasu pojawienia się pierwszego mieszkańca pustelnia była zamieszkiwana kolejno przez łącznie trzynastu pustelników, w tym jedną kobietę, która była ostatnim jej mieszkańcem w połowie lat 90-tych XX wieku. Jej poprzednik zasłynął tym, że sypiał w… trumnie.

Obecnie pustelnia nie jest zamieszkana, a to przede wszystkim z powodu upierdliwej (nie zawaham się użyć tego określenia) właścicielki gruntów, która za mieszkanie w tym miejscu żądała niebotycznych kwot, dodatkowo pobierając opłaty od odwiedzających to miejsce turystów. Dziś na szczęście nie płacimy – w tym deszczu nikt nie próbuje nawet egzekwować dwóch złotych wstępu 😉

Spokojnie możemy się skryć przed ulewą w niedużej kaplicy przypominającej domek rodem z bajki. Kaplica została wybudowana w 1886 roku przez szóstego z kolei mieszkańca pustelni. On też jest autorem stacji drogi krzyżowej, którą dotarliśmy na wzgórze.

W środku kaplicy panuje zupełna ciemność. Niewielkie okienka w bocznych ścianach nie wpuszczają prawie żadnego światła. Udaje nam się jednak obejrzeć ołtarz. Figury przedstawione są w bardzo uproszczony, wręcz prymitywny sposób. Wyglądają jakby były rzeźbione przez dzieci. Zdecydowanie widok na zewnątrz jest ciekawszy niż w środku.

Niestety, czas nas goni, kolejne punkty programu do zaliczenia musimy więc wyjść z suchego zakątka. Zalewają nas strugi deszczu. Zejście na dół po błotnistym zboczu zasługuje raczej na miano zjazdu. Na szczęście obywa się bez ofiar.

Kolejny raz przekonuję się, że w kursie przewodników beskidzkich nie chodzi tylko o to, żeby zdać egzamin i zdobyć uprawnienia. Chodzi przede wszystkim o to, żeby zobaczyć miejsca, które często są na wyciągnięcie ręki, a których mimo to nigdy nie miałam okazji odwiedzić. Ba, nawet nie wiedziałam o ich istnieniu! Teraz już wiem, że okolice Szczyrzyca to piękne strony na jesienny wypad. Szczerze zachęcam!

Pisząc korzystałam z:
1. Beskid Wyspowy. Przewodnik. Dariusz Gacek. Wydawnictwo Rewasz
2. Mapa Beskidu Wyspowego. Wydawnictwo Express Map
3. Wikipedia

One Reply to “Niekoniecznie górskie ciekawostki z pogranicza Beskidu Wyspowego – Szczyrzyc”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *