Rowerowa eksploracja krakowskiego Podgórza

Droga na krakowskie Podgórze wiedzie przez Kładkę Bernatkę. Przemykam po niej w pośpiechu, aby nie przeszkadzać w sesji zdjęciowej młodej pary. Łapię pannę młodą w truchcie, z podkasaną suknią i w wystających spod niej gustownych czarnych półbutach. W zasadzie się nie dziwię, po przetańczeniu całego wesela pewnie już nie może patrzeć na z pewnością śliczne białe butki.

Przejeżdżam na drugą stronę zastanawiając się, ile miłosnych kłódek już zdobi kładkę. Może by tak policzyć? Kompulsywna strona mojej natury daje o sobie znać, ale jednak rezygnuję z tej przyjemności – może innym razem 😉 Na końcu kładki kolorowe zadbane kamienice Podgórza.

Myślę, że Podgórze ma szanse stać się nowym Kazimierzem. Obserwuję je od kilku lat i, jak wszyscy, widzę postępujące tam zmiany. Coraz więcej tu przytulnych kawiarni i restauracji z charakterem, jak ta na zdjęciu niżej. Podgórze kiedyś było ostatnią dzielnicą Krakowa, w której chciałbyś mieszkać (nie licząc Nowej Huty). Pełne złodziei, pijaków i  meneli najgorszego sortu.  Teraz powoli staje się atrakcyjnym, spokojnym obszarem miasta.

Czytałam ostatnio artykuł o tym, jak zaniedbane dzielnice z czasem stają się ulubionym miejscem mieszkańców. Zaczyna się od tanich mieszkań, które chętnie wynajmują nie tylko menele, ale i początkujący artyści, których nie stać na droższe mieszkania. Tak powstają ciekawe miejsca, galerie, knajpki. Te zaczynają przyciągać ludzi zainteresowanych sztuką, lub tych, którzy za zainteresowanych chcą uchodzić. I tak z czasem pojawiają się pieniądze, duże pieniądze, ceny nieruchomości rosną i z biednej, zaniedbanej dzielnicy powstaje super popularne turystycznie i inwestycyjnie miejsce. Widzimy to już od paru lat na Kazimierzu, teraz kolej na Podgórze.

Wjeżdżam na Rynek Podgórski. Neogotycki kościół wygląda przepięknie skąpany  w słońcu. Zawsze zachwyca mnie jego bryła i ilość detali w wykończeniu. Na Rynku trwają przygotowania do remontu. Kostka brukowa leży przygotowana na paletach.

Remont Rynku budzi wiele kontrowersji. Podobno nowy projekt przewiduje znacznie mniej ławek i to w wersji z Rynku Głównego, czyli bez oparcia. Widząc ile osób korzysta teraz z wygodnych drewnianych ławeczek, opierając się swobodnie (stała obsada – emeryci i matki z dziećmi), myślę, że to kolejny idiotyczny pomysł władz Krakowa.

Obchodzę kościół dookoła, na tyłach natrafiam na dzwonnnicę wybudowaną wprost na skale. Z  pobliskiej tablicy informacyjnej dowiaduję się, że dzwonnica została wybudowana w 1879 roku. Pierwotnie dyndały w niej trzy dzwony, niestety dwa zostały zrabowane przez Niemców w czasie wojny. Do dzisiaj pozostał jedynie dzwon Ignacy, ufundowany i nazwany na cześć Ignacego Mościckiego w roku 1931.

 

Obchodzę kościelne podwórze, skręcam pod górę w ulicę Parkową i próbuję wyjechać po stromym bruku. Po kilkudziesięciu metrach rower i nogi odmawiają posłuszeństwa. Prowadząc moją przyjaciółkę za kierownicę, dochodzę do bramy Parku Bednarskiego. Wstyd się przyznać, ale nigdy tu nie byłam! Krakowianka z dziada pradziada właśnie stawia pierwsze kroki w jednym z njstarszych parków Krakowa.

Na wprost bramy parkowej stoi przepiękna kamienica! Z wysoką wieżyczką wygląda jak mały zamek. Pięknych kamienic w Podgórzu jest więcej. Większość niestety dość zaniedbana, wymagałaby sporych nakładów, aby przywrócić im dawną świetność.  Mam nadzieję, że kiedyś to się uda.

Z tablicy przy wejściu do parku dowiaduję się, że powstał on na terenach dawnego kamieniołomu, z inicjatywy niejakiego Wojciecha Bednarskiego, dyrektora podgórskiej szkoły, radnego i działacza społecznego, pod koniec XIX wieku. Była to świadoma rekultywacja terenów poprzemysłowych, wpisująca się świetnie w ideę miasta-ogrodu, jakim miało być Podgórze. Możemy tylko żałować, że dziś o takie idee trudno…

Do parku prowadzi brama i… furtka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że furtkę zastawia śmietnik, a za nią zaczyna się trawnik. Pomysłowość architektów Krakowa nie zna granic…

Wjeżdżam do parku, z radością dziecka w sercu i uśmiechem na ustach. Czuję się jakbym odkrywała nieznane. Ups, jakkolwiek dziwnie to brzmi ja odkrywam nieznane 😉

Wjeżdżam w przepiękną cienistą aleję. W żadnym krakowskim parku nie widziałam jeszcze tak szerokich alej. Park jest przepiękny! Nie rozumiem jak to możliwe, że nigdy wcześniej tu nie byłam.

 

 

Nieopodal niecka pomiędzy skałami, a w niej boisko. Bardzo malownicze miejsce. Widać tu świetnie, że park leży na terenach starego kamieniołomu. Boisko otaczają skały wysokie na kilkanaście metrów. Aż dziwne, że nikt się tu nie wspina.

 

Kawałek dalej kolejna niecka, a w niej plac zabaw dla dzieci. Podobno przed wojną park był miejscem treningów Towarzystwa Sokół. Ciekawe czy dziś jakiś klub sportowy wykorzystuje to miejsce do ćwiczeń. Nie sądzę.

 

 

W pewnym momencie zauważam coś rudego w pobliskich krzakach. Po chwili na alejkę wbiega wielkoogoniasta wiewiórka. Ogon udaje mi się uchwycić, niestety z resztą jest pewien problem 😉 Wiewiórka chętnie do mnie podbiega, ale gdy przekonuje się, że nie mam dla niej żadnych smakołyków, ucieka na drzewo i nie daje się sfotografować. Starsza pani obserwująca zdarzenie z ławki komntuje: “One za darmo nie pozują” 🙂

 

 Jak często można zobaczyć kościół Mariacki z takiej perspektywy? Ciekawa panorama, na której wszystko wydaje się stać zupełnie nie w tych miejscach, w których być powinno.

 

Szerokie schody, wyglądają niezmiernie reprezentacyjnie, jakby mieli tędy wchodzić do parku królowie, albo przynajmniej książęta. Dopiero później dowiaduję się, że powstały w latach 60-tych XX wieku, zatem w epoce zdecydowanie niekrólewskiej. Socjalistyczny rozmach…

Pomnik patrona parku, Wojciecha Bednarskiego stoi za to na uboczu, zaniedbany i “przyozdobiony” przez ptaki. Swoją drogą jak większość pomników  Krakowie.

 

 

Czas wyjechać z parku. Niestety wybieram ścieżkę zdecydowanie nie dla rowerów miejskich… Zjazd jest zupełnie niewykonalny. Już prędzej mogłabym zjechać po  tych imponujących schodach 😉 Sprowadzenie roweru też nie należy do przyjemności.

Powoli kończę wizytę w Podgórzu. Jedno jest jednak pewne – to pierwsza, ale na pewno nie ostatnia wycieczka po tej dzielnicy. Następnym razem lepiej się do niej przygotuję.

 

 Wracam przez uliczki po drugiej stronie Kalwaryjskiej. Na jednym z budynków ogromny mural. A na nim… przepowiednia Stanisława Lema. Nie przepadam za jego dziełami. Albo inaczej, nie znam jego dzieł. Powód  jest prosty – czytanka z podręcznika w podstawówce, pod wiele mówiącym tytułem “O maszynie cyfrowej co ze smokiem walczyła”. Jedna z niewielu lektur (obok “Kajtkowych Przygód”) w czasie mojej edukacji, która wzbudziła we mnie totalny sprzeciw. Nie moja estetyka. Jednak proroczy napis na tym murze to zupełnie co innego…

“Na koniec ludzie skarleją do wymiaru bezmózgich sług żelaznych geniuszy i, być może, poczną oddawać im cześć boską…” Stanisław Lem

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *