Tymczasem na Rynku

Kiermasz Wielkanocny już prawie gotowy. Pojedyncze stragany oferują wyroby z drewna i inne badziewie, które jak co roku krzyczy do mnie “kup mnie!”. Niedługo ten krzyk będę słyszeć z każdej strony – czas zacząć omijać Rynek.
Rozliczne bocianie gniazda przypominają, że to już wiosna. Swoją drogą nie sądzę, żeby Rynek kiedykolwiek widział takie nagromadzenie tych ptaków. Bociany konkurują z gołębiami o palmę pierwszeństwa (na palmowych słupach zdobiących płytę Rynku należy to sformułowanie traktować dosłownie).
Beczka jak do sprzedaży grzanego wina – czy komuś nie pomyliły się święta?

Ekipa breakdance próbuje zaciekawić przechodniów wymyślnymi wygibasami. Dziś mimo zwykłego tłumu na Rynku, wyjątkowo mało ludzi zatrzymuje się obejrzeć ich występ. Czyżby w mieście nie było turystów, a jedynie studenci, bezrobotni i emeryci?

Pierwsze krople deszczu spadają mi na nos. Na osłodę i nieco na przekór kapryśnej aurze raczę się najlepszymi lodami w mieście! Lody te przyjechały do nas z Nowego Sącza, gdzie są znane i cenione od wielu, wielu lat. Wycieczka na lody do Argasińskich była stałym punktem programu każdych wakacji. Mniam!

Żeby nie było tak całkiem zgryźliwie i irocznie, bo w gruncie rzeczy to kolejny piękny dzień, kończę mój rowerowy spacerek śpiewając “Jak” z chłopakiem zbierającym drobniaki do gitarowego pudła przy Rondzie Mogilskim. A co!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *