Wieczorny Kazimierz spod parasola

Za oknem widać niewiele, wszystko zasłaniają krople spływające po szybie. Dobry moment na spacer pod parasolem i babskie plotki. Spacer na dłuższą metę okazuje się jednak niezbyt przyjemnym pomysłem. Zimno jak diabli! Wsiadam więc w publiczny środek lokomocji pod postacią tramwaju i obserwując deszczowo szare ulice jadę na Kazimierz.
Ulica Szeroka obserwowana spod parasola ma nieco bordowawy odcień. Dobrze, że mój parasol nie jest rożowy – ten kolor parasoli kojarzy się ostatnio w Krakowie dość jednoznacznie. Pusto, nikt o zdrowych zmysłach nie uskutecznia spacerów w tak parszywy wieczór. I dobrze – cisza, spokój, takie spacery lubię.
Po krótkich poszukiwaniach właściwego miejsca na plotkowanie trawiamy do Omerty. Intryguje nas  ciemnoczerwone piwo nalewane przez barmana do pięknych kieliszków o wręcz kobiecych kształtach. Takie kieliszki zawsze kojarzą mi się z pierwszym piwem, które dawno, dawno temu zafundował mi tata. Był to pyszny kobiecy Palm w pękatym kieliszku na krótkiej nóżce, zwężającym się u góry dokładnie w tym miejscu, gdzie zbierała się delikatna piana. Zdecydowanie nie było to moje całkiem pierwsze piwo, ale pierwsze piwo z tatą. Sprawiło, że poczułam się bardzo dorosła, mimo, że na pewno nie byłam wtedy pełnoletnia.
Wracając jednak do Omerty. Rzeczone piwo okazało się wiśniowym wynalazkiem, lekko kwaśnym, ale mimo to niezmiernie smacznym. Niestety nalane zostało do zupełnie nie takich kieliszków. Cóż, nie można mieć wszystkiego – pewnie mieli tylko jeden taki “Palmowy” kieliszek.

Kształt kieliszków nie wpłynął jednak znacząco na gorliwość babskich plotek. Na zdrowie!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *