Góry Świętokrzyskie dla wózkowych – Święty Krzyż

Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Góry Świętokrzyskie – takie góry nie góry, choć w sumie bliżej im do moich ukochanych Beskidów, niż Beskidom do Tatr 😉 A że w Świętokrzyskiem bywamy od czasu do czasu z racji rodzinnych koligacji, to za każdym razem męczę okolicznie uświadomionego szwagra, o wyszukanie atrakcyjnych wycieczkowo miejsc. Ze Słonkiem w wózku rzecz jasna.  Wybór tras górsko-asfaltowych jak wszędzie nie jest powalający zatem musiało wreszcie paść na Łysą Górę lub jak kto woli Święty Krzyż (595 m n.p.m.).

I dobrze! Na Świętym Krzyżu byłam raz – w zamierzchłej podstawówce. Z całej wycieczki pamiętam tylko zasuszony zewłok księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, który przez lata śnił mi się po nocach. Akurat trafiło na okres fascynacji Trylogią Sienkiewicza i tak ta mumia splatała mi się w barwne koszmary z nawlekaniem Azji Tuhajbejowicza na pal. No ale ja tu o czytelniczych przyjemnościach, a miało być o wycieczce z wózkiem.

No to niech będzie. Parkujemy w Hucie Szklanej. Porządny parking. Peron dla meleksów, ciuchci i zaprzężonych w konie fasiągów, czyli Chochołowska i Morskie Oko w jednym, wydanie świętokrzyskie. Przed nami przyjemny spacer szeroką asfaltową drogą, około dwa kilometry lekko pod górę. Akurat tyle, żeby poczuć przyjemność spacerowania, a nie zmęczyć się zanadto pchaniem wózka. Pchanie wózka jest szczególnie niemęczące, gdy pcha go druga połówka. Polecam takie rozwiązanie 😉

Asfalt wiedzie przez przyjemny bukowy las. Choć napis na wejściu wita nas w Puszczy Jodłowej, jodły nie rzuciły mi się jakoś w oczy. Za to przyjemnie robi się stęsknionej za górami duszy, na widok szlaku. To nic, że przy asfalcie, szlak to szlak 🙂

Po drodze mija nas kilku rowerzystów. Niektórzy korzystają z podwózki na gapę lub jak kto woli na swojski krzywy ryj.

Po około pół godzinie docieramy do… strefy spadania lodu! 🙂

Na szczęście żaden odłamek, ani inny element na nas nie spadł. Za to miły dla oka pejzaż leśny zastąpił taki oto betonowy potworek. Nadajniki na wzniesieniach były, są i będą, ale czy muszą to być aż takie paskudy?

O tym, że do sanktuarium na Świętym Krzyżu tuż, tuż świadczą nadbiegające rączym truchtem komunistki. Maj – miesiąc quadów, laptopów i kopert, jak wiemy. Uroczo.

A konie spokojnie czekają na kurs w dół. Naprawdę ktoś z tego korzysta?!

Docieramy pod sam kościół, a w zasadzie powinnam napisać bazylikę mniejszą pw. Trójcy Świętej i sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego oraz Klasztor Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Ktoś kto wymyśla takie nazwy nie ma raczej nic wspólnego z marketingiem. Tym bardziej dziwi, że to najstarsze przedsiębiorstwo świata tak dobrze funkcjonuje 😉

Według legendy klasztor benedyktynów na Łysej Górze powstał w 1006 roku, jednak okazuje się, że niejaki Emeryk, węgierski królewicz, któremu legenda przypisuje założenie klasztoru urodził się… rok później, co mogłoby być dowodem na konieczność ochrony życia poczętego 😉 Współczesne badania historyczne wskazują, że klasztor założono około sto lat później, za czasów Bolesława Krzywoustego. Więcej o historii klasztoru przeczytacie tutaj.

Święty Krzyż bierze swą nazwę od przechowywanej tu relikwii – fragmentu krzyża, na którym ponoć zmarł Chrystus. Gdyby tak pozbierać wszystkie fragmenty krzyża rozsiane po całym świecie, to tych krzyży uzbierałoby się pewnie dla pułku wojska. No ale cóż, wiara to wiara. Tysiące pielgrzymów maszerują dziarsko na Święty Krzyż od średniowiecza, coś więc w tym pewnie jest. Może z tym marketingiem nie jest jednak tak najgorzej 😉

Nie byłabym sobą, gdybym nie wylazła gdzieś, skąd widać więcej, znacznie więcej! Mówisz, masz – jest i wieża, która choć stoi w tak leciwym otoczeniu jest całkiem nowa. Odbudowano ją w 2014 roku, po 100 latach od wysadzenia jej poprzedniczki w powietrze przez wojska austriackie. Że nowa niech świadczą prowadzące na nią jak najbardziej współczesne metalowe schody. Na samej górze strome jak drabina – uważajcie z małymi dziećmi! Nasze Słonko zostało z babcią na dole.

A na górze… Ech, popatrzcie sami! Choć krajobraz nieco bardziej płaski niż w Beskidach, to i tak przyjemnie spojrzeć na świat z góry. Odwiedzamy Święty Krzyż w porze kwitnienia rzepaku, którego żółte plamy ubarwiają krajobraz.

Zgodnie z wiedzą świętokrzyskiego szwagra ta zielona połać lasu poniżej to Chełmowa Góra – rezerwat modrzewia, będący obecnie enklawą Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Co ciekawe był to pierwszy obszar chroniony na tym terenie, który stał się zaczątkiem późniejszego parku.

Szlak w stronę Nowej Słupi zachęca do wędrówki. Poczekamy aż Słonko będzie chodzić na własnych nóżkach. Góry Świętokrzyskie wydają się dobre na początek górskiego wędrowania dla malucha.

Z wieży można zajrzeć mnichom na podwórko.

Paskuda, z której spadają odłamki lodu i inne elementy w całej okazałości 😉

I las, las, las…  Jodły sądząc po kolorystyce ustępują miejsca liściastym kolegom.

Pooglądali, pozachwycali się, czas na kolejną atrakcję. Kilkaset metrów od klasztoru znajduje się gołoborze. Wejście – znów po metalowych schodkach. Z racji ilości metalowych konstrukcji czuję się w Świętokrzyskim Parku Narodowym trochę jak w Wąwozie Homole. Z drugiej strony, może lepsze takie rozwiązanie, niż gdyby turyści mieli zadeptywać cenne geologiczne pozostałości po plejstoceńskich zlodowaceniach.

Schodząc w stronę otwartej połaci gołoborza przecinamy kamienny wał. Okazuje się, że te kamienie znalazły się tu nieprzypadkowo – usypano je za czasów pogańskich w wał otaczający Łysą Górę, będącą miejscem słowiańskiego kultu. Wtedy nikt nie mógł przypuszczać, że na Łysej Górze wyrośnie centrum zupełnie odmiennego kultu, jakiegoś nikomu nieznanego chrześcijaństwa. Dzisiaj Święty Krzyż, dawniej również miejsce święte, wręcz magiczne – coś musi mieć w sobie ta góra, że przyciąga nadprzyrodzone moce. Nie wiem jak wy, ale ja nie chciałabym znaleźć się tu sama w środku nocy 😉

Skalne rumowisko z widokiem. Stoimy na metalowej platformie widokowej, mając pod sobą rozkruszone głazy, a przed oczami pół świętokrzyskiego. Zawsze pozytywnie zaskakuje mnie to niezbyt popularne turystycznie województwo. Łąki, pola, lasy. Nuda? Nie dla mnie, bo czegóż chcieć więcej? 🙂

Na gołoborze z wózkiem raczej trudno będzie się dostać, bo prowadzą na nie schody. Ale ponieważ idzie się na nie dosłownie kilka minut warto na nie zajrzeć nawet na zmianę – jedno pilnuje wózka, drugie ogląda okolicę. Albo tak jak my na spacer wyciągnąć babcię 😉

Łysa Góra to miejsce niezwykłe, gdzie starosłowiański kult miesza się z religią chrześcijańską. Piękne widokowo i łatwo dostępne, nawet z dziecięcym wózkiem. Dlatego, jeśli będziecie odwiedzać Świętokrzyskie zajrzyjcie na Święty Krzyż. Choć raczej nie w niedzielę i nie w kościelne święta – wtedy o ciszy i spokoju będziecie mogli tylko pomarzyć 🙂 W każdy inny dzień – przyjemnego spaceru!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *