2017 – rok spokojnych zmian

Długo zastanawiałam się jak w jednym nawet nie zdaniu opisać ten miniony rok. Długo. Jakieś… 30 sekund 🙂 Wyszedł mi “rok spokojnych zmian”. Bo zmian było wiele. Ale przychodziły stopniowo, pozwalając mi się ze sobą oswoić. Zapraszam Was na  podróżniczo-osobiste podsumowanie roku.

STYCZEŃ – POCZĄTKI

Ostatni dzień 2016 roku zaczarował nas spiską zimą. Co tu dużo mówić, takie dni jak ten można policzyć każdej zimy na palcach jednej ręki. Wyglądało na to, że zapowiada się nieźle.

Tym bardziej zawiodły nas kolejne tygodnie. Nie, to zbyt eufemistyczne. Rok zaczął się po prostu ch..owo, nie oszukujmy się. Zaczęliśmy podwójnym szpitalem na początku stycznia i ciągnącą się przez miesiąc infekcją Słonka. Czy mogło być gorzej? Na pewno. Co nie zmienia faktu, że styczeń nie nastrajał optymistycznie.

MARZEC – PIERWSZY WYJAZD – TENERYFA

Dlatego też z jednej strony z obawą, z drugiej z ogromnymi nadziejami wyczekiwałam naszego pierwszego zagranicznego wyjazdu ze Słonkiem. Nadzieje wynikały przede wszystkim z tego, że miałam już serdecznie dość siedzenia z chorym Słonkiem w domu. Dostawałam świra na macierzyńskim, do tego stopnia, że zaczynałam rozważać wcześniejszy powrót do pracy (sic!).

Teneryfa z początkiem marca okazała się strzałem w dziesiątkę! Choć do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy czy uda nam się polecieć, ze względu na zdrowie Słonka, ostatecznie cały wypad zakończył się bardzo pozytywnie. Czas, gdy maluch się nie przemieszcza jest zdecydowanie najlepszy na wszelkiego rodzaju wyjazdy. Jeśli oczywiście zależy Wam na czymś więcej niż tylko babranie się w piasku i taplanie w morzu. Udało nam się całkiem sporo zwiedzić, a przy tym odpocząć! Na Teneryfie Słonko zaczęło nieśmiało się przemieszczać – pełzając po każdej nadającej się do tego powierzchni. Po raz pierwszy zamoczyłam nogi w Atlantyku i znalazłam się na wysokości ponad 3000 m n.p.m. (kolejką, bo kolejką, ale i tak się liczy 🙂 ) Z rodziny stacjonarnej w spokojny sposób zmieniliśmy się w rodzinę gotową się przemieszczać.

O Teneryfie więcej przeczytacie tutaj.

 

KWIECIEŃ – DRUGI WYJAZD – KRETA

Kretę zaplanowaliśmy jeszcze przed wylotem na Teneryfę. Koniec kwietnia, tuż przed weekendem majowym. Tym razem udało nam się wyciągnąć przyjaciół. I znów dzięki bardzo ograniczonemu przemieszczaniu się Słonka zwiedziliśmy sporą część zachodniej Krety. Słonko spało, a auto mknęło po serpentynach wioząc nas na przepiękne plaże! Odpoczęliśmy, naładowaliśmy akumulatory rozładowane po zimie. Ten wyjazd tylko utwierdził nas w przekonaniu, że podróżowanie z maluchem jest możliwe i całkiem przyjemne. A zmiana? No cóż, na Teneryfie Słonko zaczęło pełzać, na Krecie raczkować 🙂 Doszliśmy do wniosku, że żeby zaczął chodzić musimy zaplanować kolejny wyjazd 🙂

O naszych wakacjach na Krecie przeczytasz tutaj.

MAJ – ŻŁOBEK

Tuż po powrocie z Krety dla Słonka zaczął się okres wchodzenia w samodzielne życie. Inaczej mówiąc – żłobek. Pierwsze cztery dni wspominam jako najgorsze chwile mojego dotychczasowego macierzyństwa. Chyba nawet gorsze niż poród i styczniowy szpital razem wzięte 😉 Zostawiałam Słonko w żłobku na całą… godzinę dziennie! Całą rzeczoną godzinę Słonko wyło z rozpaczy, a ja kręciłam się w pobliżu żłobka nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wielkie podziękowania dla Karoli za wsparcie w tym okresie.

Może wyda Wam się to dziwne, może pomyślicie, że jestem przewrażliwiona (no pewnie jestem 🙂 ), ale w życiu nie miałam takiego poczucia winy jak przez te cztery dni. Czy wszyscy rodzice tak mają? Piątego dnia natomiast wydarzył się cud. Słonko nie płakało. Spędziło całą godzinę spokojnie przyglądając się otoczeniu. Z każdym kolejnym dniem pobyty były coraz spokojniejsze i coraz dłuższe. Po kilku tygodniach Słonko pokochało żłobek! Teraz biegnie do niego z radością, zapominając nawet pomachać mamusi na pożegnanie. To pewnie zemsta za te pierwsze cztery dni. Dlatego mimo, że początki były dla nas obojga bardzo trudne, ogólnie oceniam tę zmianę pozytywnie. Pozwoliła mi złapać trochę oddechu i przygotować się na kolejną zmianę…

LIPIEC – WRACAM DO PRACY

Wiecie, że marzyłam już o powrocie? Na trzy tygodnie przed moim powrotem Słonko złapało ospę, więc cudowna instytucja żłobka przestała zapewniać mi kilka godzin swobody dziennie. Dlatego z przyjemnością myślałam o znalezieniu się znów w gronie dorosłych ludzi. Z entuzjazmem zabrałam się za odświeżanie garderoby, choć entuzjazm opadł gdy tylko okazało się, że rozmiar nie prezentuje się tak optymistycznie jak zakładałam 😉

W pracy przeżyłam szok. Okazało się, że przez półtora roku mojej nieobecności zmieniło się wszystko, od wizji i strategii firmy zaczynając, na współpracownikach kończąc. Nie było łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości, oj nie. W pierwszych tygodniach często ryczałam jak bóbr wracając samochodem do domu. A z zamglonymi oczami naprawdę ciężko się prowadzi 😉 Szczęśliwie nie zostałam rzucona na głęboką wodę, miałam dwa miesiące na przejęcie obowiązków. Z drugiej strony o dwa miesiące za dużo. Zdecydowanie wolę dostać od razu całą odpowiedzialność, niż wydzierać ją komuś, kto niekoniecznie oddać ją chce 😉 Cóż, życie 🙂 Najważniejsze, że po początkowych etapach paniki i poczuciu, że znów jestem złą matką, która zostawia dziecko w żłobku na 7 godzin dziennie, odnalazłam się w nowej sytuacji. Pomógł mi na pewno fakt, że jeszcze kilka miesięcy po powrocie do pracy karmiłam Słonko piersią. Z jednej strony dzięki temu pracowałam o godzinę krócej, z drugiej oboje mogliśmy zaspokoić potrzebę bliskości. Po roku karmienia to nie jest już tylko potrzeba maluszka, ale też mamy. Nic nie zastąpi tej emocjonalnej więzi.

SIERPIEŃ – ODWIEDZAMY SŁOWACJĘ

Lato obyło się bez większych atrakcji. Trudno byłoby planować wakacje, tuż po powrocie do pracy. Musiały nam wystarczyć  weekendowe spacery po Spiszu i wypady w słowackie tatrzańskie doliny. Najbardziej żałuję, że nie poszliśmy ani raz w prawdziwe góry ze Słonkiem (lub też bez). Tylko doliny i spiskie łąki. Rok temu byłam przekonana, że każdy letni weekend będziemy spędzać na wędrówkach ze Słonkiem w nosidle. Rzeczywistość nas pokonała. A może byliśmy za mało zdeterminowani… Pokonywały nas po kolei: pogoda, zdrowie, lenistwo (nie wstydźmy się do tego przyznać), a na koniec alergia Słonka na pyłki. Najpiękniejsze weekendy pod koniec lata przesiedzieliśmy w domu walcząc z katarem i łzawiącymi oczkami, przy zamkniętych oknach. Dopiero zaczęliśmy poznawać uroki życia z alergikiem… kolejne miesiące pokażą nam znacznie więcej.

Co tu dużo mówić – mam niedosyt gór. Od ponad dwóch lat nie chodziłam po górach! Kopnijcie mnie w cztery litery, żebym wreszcie na wiosnę je ruszyła!!!

A tu poczytacie o naszych wypadach w tatrzańskie doliny na Słowacji – Javorova i Białej Wody

 

WRZESIEŃ – CHODZIMY!

Wreszcie! Słonko ruszyło na własnych nóżkach z końcem sierpnia, ale od września możemy oficjalnie powiedzieć, że mamy dwunożną istotę na stanie. Opanowanie tej sztuki zajęło mu piętnaście miesięcy. Sporo, ale nadal w normie 😉 Biorąc pod uwagę, że od początku byliśmy pod opieką poradni rehabilitacyjnej najbardziej cieszę się, że Słonko wreszcie ruszyło i teraz biega i wspina się jak szalone. Co się odwlecze… 🙂 I obyło się bez wyjazdu – choć maluch ruszył dokładnie w czasie, kiedy planowaliśmy być w Bułgarii – niestety z powodu choroby ten wypad się nie udał.

PAŹDZIERNIK – TRZECI WYJAZD – ZAKYNTHOS

Zamiast Bułgarii wypalił za to Zakynthos. Wyjazd zupełnie inny niż poprzednie. Podróżowanie z chodzącym bobasem to już zupełnie inna bajka. Nie chce toto siedzieć w wózku, w aucie jak nie śpi to się nudzi. Chodzi i owszem, ale tylko tam gdzie sam zechce. Dlatego zwiedzanie Zakynthosu z konieczności ograniczyliśmy do minimum, spędzając zdecydowaną część wyjazdu na plaży. Dobre i to. Na najbliższe dwa trzy lata trzeba pewnie będzie się przyzwyczaić.

Coś tam jednak udało nam się zwiedzić. Zajrzyjcie koniecznie tutaj.

GRUDZIEŃ – PODSUMOWANIE

I tak, krok po kroczku dotarliśmy do grudnia. Dlaczego był to rok zmian? Dlatego, że życie z małym człowiekiem to permanentna zmiana. To do czego właśnie się przyzwyczaiłeś, okazuje się już nieaktualne. Jesteśmy obecnie na etapie dźwiękonaśladowczym. Wczoraj fascynujące były ciężarówki, brrrum, brrrum, dzisiaj pociągi, ciuf, ciuf, a jutro pewnie samoloty właśnie obejrzane w muzeum lotnictwa, siuuuuu, siuuuuu, jakkolwiek dziwnie to brzmi 🙂 Nasze Słonko, które dopiero co darło się wniebogłosy przerażone żłobkiem, teraz na samo słowo żłobek reaguje uśmiechem i pędzi do drzwi. Obserwowanie rozwoju malucha jest fascynujące i daje poczucie sensu. Którego tak bardzo zawsze mi brakowało. Zmiany będą nam towarzyszyć przez kilka kolejnych lat – dziś na przykład zaliczyliśmy pierwsze nieśmiałe siusiu do nocnika! 🙂 (Dwa lata temu nie sądziłam, że będę się ekscytować takim faktem 🙂 )

Na blogu zmiany, zmiany, zmiany… Nie z własnej woli, a z konieczności musiałam przenieść się na swoje. Własna strona, hu, hu, kto by pomyślał 😉 Módlcie się żeby się nic nie wykrzaczyło! Wielkie podziękowania dla Magdy z No to Fru! Gdyby nie jej techniczna biegłość i nieoceniona pomoc pewnie nie spoglądalibyście już przez moje okno. Głupi Onet, tyle Wam powiem 😛

W pracy zmiany, zmiany, zmiany…. zmiana to jedyny jej stały element. Pokochaj, albo giń 😉 No to pokocham, co mam zrobić 😉

I tylko tego czasu dla siebie chciałoby się mieć więcej. I podróży więcej. I gór więcej. I może pieniędzy więcej. I kilogramów mniej. I tym optymistycznym akcentem żegnam ten stary rok. Co by tu nie mówić – dobry rok. Oby kolejny był przynajmniej tak samo łaskawy 🙂 Czego i Wam życzę!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *