Dmuchawce, latawce, Floki

Spokojny blogowy poranek na tarasie. Kawa, laptop. Gdzieś wysoko śpiewają skowronki.  Delikatny wiatr porusza drewnianymi indiańskimi dzwonkami rodem z Niedzicy, wprowadzając w ten spiski krajobraz lekko egzotyczną nutę. Na horyzoncie majaczy Babia Góra. Zieloność i błękit jak z tapety Windowsa.

Flokiego nie widziałam od paru dni. Na wszelki wypadek miska czeka zawsze przygotowana dla kudłatego głodomora. Jak zgłodnieje na pewno przyjdzie. Przeczucie mnie nie myli.

Po schodach po cichutku skrada się włochaty brudas. Wraca syn marnotrawny. Rozgląda się wokół i z pewnym zdziwieniem zauważa moją obecność. Przez chwilę lekko zaskoczony, nie bardzo wie jak ma się zachować, ale na pierwsze hasło “Floki, chodź do mnie!” przybiega, kręcąc na wszystkie strony kuprem zakończonym krótkim merdającym ogonkiem. Po pierwszych kilkunastu minutach powitania, pełnego pisków radości (moich i jego), Floki rzuca się łapczywie na miskę z suchą karmą. Po zaspokojeniu pierwszego głodu siada spokojnie przy drzwiach, pilnując ogrodowych butów swojej pani. Spogląda przejmująco tymi swoimi mądrymi oczami.

Ewidentnie czuje, że może liczyć jeszcze na jakieś psie smakołyki. Dostaje pyszną (z psiej perspektywy oczywiście) imitację kości. Musi być rzeczywiście smaczna, bo rzuca się na nią z ogromnym apetytem i pożera w ciągu kilku chwil. Słyszę tylko chrzęst zębów na twardej przekąsce. Co ciekawe, o ile miskę można mu zabrać nawet w czasie jedzenia, to kość (choćby sztuczna) stanowi psią świętość. Floki odchodzi z nią w drugi koniec tarasu i pilnuje, żeby przypadkiem ktoś nie wpadł na pomysł odebrania mu tej pyszności.

Po posiłku czas na spacer. Idziemy z Flokim przez pola. Kudłacz plącze mi się nieustannie pod nogami, muszę uważać aby go nie nadepnąć lub nie kopnąć. Pola przykryte białym dywanem dmuchawców. Floki wbiega pomiędzy nie, strącając dmuchawcowych spadochroniarzy, którzy osiadają na całym jego futrze. Po chwili Floki bardziej niż zwykle przypomina owcę, o delikatnym białym futrze z dmuchawców. Może to jest sposób na uniknięcie kąpieli? 🙂

Ze wzgórza… ech, co tu dużo mówić… To po prostu trzeba zobaczyć, najlepiej na własne oczy. Żaden aparat, szczególnie kiepski aparat w rękach kiepskiego “zdjeciotwórcy” nie odda tego, jak piękne są dziś Tatry.

W Wysokich Tatrach szczyty skąpane w słońcu. Nad Zachodnimi strugi deszczu.

Niezapominajki uśmiechają się niebieskimi oczkami. To cud, że udało mi się je uchwycić. Kiedy tylko próbuję zrobić zdjęcie jakiejś roślince, przykucam w trawie, ustawiam aparat,  nagle wpada na mnie burza kłaków! Floki biega wokół, ale gdy tylko traci mnie na moment z zasięgu wzroku, w tej samej chwili zrywa się do szalonego biegu przez pola, wyskakując ponad zakrywające go trawy.

Dopada do mnie, obskakuje ze wszystkich stron i wpycha swój mokry brązowy nos pod ręce domagając się głaskania. Jeśli ktoś ma ochotę robić w spokoju zdjęcia, zdecydowanie nie polecam towarzystwa Flokiego. Jeśli ktoś natomiast woli przedzierać się przez krzaki, w poszukiwaniu nieznanego, Floki jest wymarzonym kompanem.

 

Przedzieramy się więc przez spiski busz, przemieszczając się wzdłuż strumienia i kilkukrotnie przez niego przechodząc. Widać, że szła tędy duża woda! Na szczęście pozostały po niej już tylko ślady, woda w potoku jest całkiem przejrzysta. Floki dzielnie przechodzi przez strumień, chociaż widzę z jaką niechęcią to robi. Bardzo boi się wody, w każdej postaci. Dlatego tak trudno go wykąpać…

Sprawdzamy co tam słychać u naszych bobrowych przyjaciół. Tama stoi nietknięta. A może bobry zdążyły już ją naprawić. Kilka tygodni temu nad tamę można było dojść bez problemu. Teraz dostępu bronią coraz wyższe chaszcze – pokrzywy i barszcz Sosnowskiego. Wychodzę z poparzonymi łydkami. Kolejna wizyta chyba dopiero jesienią 😉

Wracamy na wzgórze, spojrzeć na Babią Górę i spiską Maczugę Herkulesa zwaną Gęślami. Między skałą a Babią charakterystyczne porośnięte lasem skały, to chyba Przełom Białki.

Z nieba leje się żar, ramiona i dekolt mam spalone jak Indianin. Oczywiście w zabawne wzorki od ramiączek. Na szczęście to szybko zbrązowieje. Czas jednak wracać do domu, nasmarować skórę. Ostatnie spojrzenie na Tatry…

 

 

…i przedzieramy się z Flokim przez morze dmuchawców w stronę domu.

Gdy tylko znikam w domu, zostawiając Flokiego na chwilę na tarasie, pies wpada w panikę. Rozgłośnie skuczy z samotności, a potem wskakuje na ławkę i próbuje dostać się do domu przez okno! Pełna desperacja! Przegoniony krąży pod drzwiami, czekając aż wyjdę. Przyczepił się jak rzep do psiego ogona, przy czym w tej sytuacji absurdalnie to ja jestem psim ogonem.

 

 

Kładę na tarasie koc, aby się na nim położyć i czytając książkę wyrównać opaleniznę, jednak… jestem bez szans. Floki już go zajmuje! Wykłada się na samym środku, będąc pewnym, że to jego legowisko. Nie pozostaje mi nic innego jak położyć się na ławce. To jednak też mu się nie podoba i próbuje wskoczyć mi na plecy 🙂 Dopiero głaskanie po brzuszku zachęca go do przyjęcia pozycji horyzontalnej.

 

Po chwili głaskania zmęczony spacerem Floki zasypia… Śni mu się coś niedobrego, przez sen skuczy i macha naprężonymi łapkami. Biedne psisko… Nie wie, że szykuję mu niezbyt miłą, ale konieczną niespodziankę. Wizyta u pana weterynarza, “all inclusive” z myciem i odrobaczaniem,  już umówiona. Floki, niedługo koniec Twojej swobody…

Chcesz wiedzieć czy Floki został z nami? Zerknij tutaj 🙂

 

9 Replies to “Dmuchawce, latawce, Floki

  1. Właśnie wróciłyśmy z moją labradorką Biszkoptem, z nordic walking.
    Właściwie to pies mobilizuje mnie do treningów, kiedyłapię “lenia”. Gdy zbliża się własciwa pora, Biszkopt biega od przedpokoju do salonu, piszczy, trąca nosem stojące w kącie kijki. Nioaml słyszę, jak mówi: “Ruszaj się, szybciej”:))

    Jestem ciekawa , jak Twój nowy przyjaciel zaaklimatyzuje sie w Krakowie?
    Daj znać! Ps. Nie bądź taka skromna, zdjęcie wyszły Ci dziś całkiem, całkiem!
    Przy dobrej pogodzie czasem także podziwiamy Tatry ale rzadko z tak bliska jak Ty dzisiaj:))

    1. to jest cudowna “funkcja” psa 🙂 zmuszanie do ruszenia tyłka z domu! 🙂 labradory są przekochane, pozdrowienia dla Biszkopta 🙂
      sama jestem ciekawa, jak Flokiemu będzie w Krakowie… niedługo chyba się przekonamy…

  2. Takie widoki z tarasu… Zazdroszczę to mało powiedziane 😀 Piękne zdjęcia, na taką zieleń to można się patrzeć i patrzeć i nigdy mało… I psinka urocza 🙂

  3. Psy bardzo często śnią, niekoniecznie koszmarnie, nie trzeba ich budzić gdy biegają i szczekają przez sen, to normalne u naszej labradorki…….dodatkowo chrapie jak ja….:)

  4. Witam
    … i takie moje szczęście 🙂 najpierw przeczytałem o wizycie u weterynarza a następnie o tym, że jest to w planach 🙂
    Cieszę się, że Floki powrócił na Blog 🙂
    Sądzę, że jak sierść odrośnie mu już tak na 100% to będzie naprawdę piękny “futrzak” 🙂

    1. przede wszystkim Floki jest najgrzeczniejszym psem pod słońcem! 🙂 na pewno będzie jeszcze wracać na bloga, bo jest teraz stałym i ważnym elementem mojego życia 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *