… i z powrotem

Po krótkim odpoczynku przy torze kajakowym, uciekamy przed nadciągającymi czarnymi chmurami. Przejeżdżamy na drugą stronę Wisły przez Stopień Wodny Kościuszko. Dawno tu nie byłam, dlatego bardzo mile zaskakuje mnie specjalna kładka dla rowerów biegnąca wzdłuż autostrady. Z żółtymi barierkami i stylowymi latarniami wygląda iście po europejsku.
Po drugiej stronie okazuje się, że przez chwilę byliśmy poza miastem. Kraków, Miasto Królów Polski wita nas z otwartymi ramionami. Wjeżdżamy od drugiej strony na ścieżkę wzdłuż ulicy Księcia Józefa, o której pisałam jakiś czas temu.
Przejeżdżamy wzdłuż pustych zbiorników wodnych przy ulicy Mirowskiej, aż do wodociągów miejskich – wszystko otoczone paskudnie niebieskim płotem. Widać go było z drugiej strony Wisły. O ile mogłabym kupić letnią sukienkę, a nawet w buty w tym kolorze, to jednak na płocie ten błękit jest zupełnie nie na miejscu.
Po prawej malownicze zakole Wisły, za którym zaczyna się największy w Krakowie pas lasu łęgowego (czyli lasu rosnącego nad brzegiem rzeki, który w czasie powodzi jest zalewany przez wodę nanoszącą w te miejsca żyzny muł – można się przy okazji nieco do-edukować).

Nieco dalej miejsce, które ostatnio opisywałam jako czarną wypaloną pustynię – teraz po czarnej ziemi prawie nie ma śladu, wszystko przykryła świeża zielona trawka! Zaczynam wierzyć, że to łatwy sposób użyźniania ziemi, ale nadal go nie popieram. Przyroda ze wszystkim sobie poradzi, ale jednak na dłuższą metę jestem pewna, że wypalanie traw bardziej wyjaławia niż użyźnia. Obydwa zdjęcia dla porównania.

Na zakończenie wycieczki żenująca zagadka blogującego: “Po czym poznać wiosennego rowerzystę? Po opalonych dłoniach.” Cała reszta zakryta przed zimnym wiatrem, ale dłonie cudnie brązowieją z minuty na minutę. Nie mogę się już doczekać momentu, kiedy będzie można wystawić na słoneczko nieco więcej niż tylko dłonie!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *