Spisz i Podhale przemierzam wrzesz i wzdłuż od kilku lat, od czasu, gdy stały się moim weekendowym azylem, miejscem w które uciekam od krakowskiego korpo-życia. Wydawało mi się, że widziałam tu już wszystko. Pozostała jednak jedna biała plama na mojej mapie Podhala. Rezerwat Bór na Czerwonem.
Założę się, że prawie nikt z Was o nim nie słyszał. Podobnie jak niewiele osób wie o tym, że teren Podhala pokrywają olbrzymie połacie torfowisk. Właśnie tę ciekawostkę przyrodniczą chroni rezererwat, który odwiedzamy.
Drogowskaz znalazłam przy okazji wizyty na lotnisku i mojej szybowcowej przygody. Jak tu dojechać? Kojarzycie rondo za Nowym Targiem, na którym skręca się do Białki? Tak, to z Biedronką. Zaraz za tym rondem, trzeba wjechać w boczną drogę w prawo, tak jak do supermarketu. Dojeżdża się nią do terenów lotniska. Należy pojechać jeszcze dalej, aż do końca drogi. Na końcu znajdziecie niewielki ośrodek wypoczynkowy i właśnie wejście do rezerwatu.
Z początku las jak las. Można by zacytować klasyka: “Na ch… mi las?!” 🙂
Dopiero po chwili pojawiają się typowe podmokłe mchy, spośród których wyrastają wysokie źdźbła traw. A po kilkuset metrach w lewo odbija drewniany chodnik, prowadzący ponad torfowiskiem.
Zieleń ma oszałamiająco żywą barwę. Jaskrawe mchy i trawy wyglądają prawie sztucznie. A wszystko za sprawą wilgoci – cały teren jest podmokły. Gdyby wejść na mchy, nogi zapadłyby się jak w bagnie. Wchodzić na nie jednak nie wolno – tak zwana kopuła torfowiska jest bowiem właśnie tym, co w Borze na Czerwonem podlega ochronie.
Po co nam torfowiska i dlaczego należy je chronic? Stanowią naturalny rezerwuar wody, pomagający utrzymać przyrodę w równowadze. Niestety przyrost torfowiska jest bardzo powolny. 1 mm rocznie. 1 cm na dziesięć lat. 10 cm na sto lat. Aby kopuła torfowiska podniosła się o metr trzeba by czekać całe millennium! Dlatego wchodzenie na torfowe mchy jest kategorycznie zabronione.
Drewniana ścieżka prowadzi nas na platformę widokową. Przed nami Tatry – panorama stąd byłaby przepiękna, gdyby nie zupełny brak widoczności 🙂 Coś tam widać na horyzoncie, mocno za mgłą. Uwierzcie mi, że to Tatry.
Pod nami zaś skarłowaciałe drzewa iglaste. Wyglądają jak kosodrzewina. Okazuje się jednak, że to gatunek sosny – sosna drzewokosa.
Na torfowisku występują bardzo rzadkie gatunki zwierząt i roślin. Na przykład mięsożarna rosiczka – roślina wabi owady słodką cieczą wydzielaną przez liście, owady przyklejają się, roślina zamyka je w pułapce i trawi. Podobno całość konsumpcji trwa około 3 godziny. Fuj 🙂 Niestety choć rozglądam się na wszystkie strony, żadnej rosiczki nie widać.
Spacer po torfowisku zajmuje nam około pół godziny. Oczywiście można by się włóczyć znacznie dłużej po leśnych ścieżkach, ale dla kogoś kto w przelocie chce zobaczyć ciekawe miejsce – pół godziny zdecydowanie wystarczy. Następnym razem jadąc do Bukowiny, czy Białki zatrzymajcie się tu na chwilę. Naprawdę warto!
Pomysł chodnika wydaje się strzałem w dziesiątkę!
Fajna propozycja na krótki wypad, zostało jeszcze parę iepłych ,sierpniowych weekendów:))
Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się powstania Podhalańskiego Parku Narodowego, który chroniłby jakiś wybrany fragment przyrody tej części Podhala i Orawy. Piękne zdjęcia!
niestety torfowiska podhalańskie są ekologicznie zupełnie pomijane 🙁 dobrze, że chociaż ostał się nam Bór 🙂
Jezu Dziewczyno, Ty to masz oko 🙂 Cudne zdjęcia robisz.