Tatry dla wózkowych – Chochołowska

Wiecie co w macierzyństwie jak na razie jest dla mnie najtrudniejsze? Radykalne obniżenie poziomu. Intelektualnego również, ale górskiego zwłaszcza 🙂 Wcale nie nieprzespane noce, bo Słonko spokojnie przesypia 10 godzin; wcale nie bezustanny ryk, bo Słonko prawie nie płacze; wcale nie monotonia, bo jeszcze mnie nie dopadła… i chyba dlatego jedyne na co mogę ponarzekać, to chwilowe odcięcie od miejsc, w które nie prowadzi droga asfaltowa, albo przynajmniej dobrze ubita. Inaczej mówiąc góry są dla nas chwilowo zamknięte.

A może należy na to spojrzeć inaczej? Nie zamknięte, a ograniczone. Do miejsc, w które dojechać wózkiem się da. Dlatego też, nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem – Dolina Chochołowska staje się idealnym kierunkiem. Byłam w niej raptem dwa razy w moim świadomym życiu. Raz na krokusach i raz na weekendowym spacerze zakończonym zjazdem w dół na rowerach. Nie urzekła mnie, oj nie. I choć nie było wtedy tłumów, to pamiętam tylko niekończący się asfalt. To co wtedy było największym mankamentem Chochołowskiej, z dnia na dzień stało się jednak jej największym atutem 🙂

Czwartkowe przedpołudnie na początku września spędzam z mamą i Słonkiem na naszym krańcu świata. Po mamie odziedziczyłam miłość do gór, nic więc dziwnego, że ciągnie nas w ich stronę. Uznajemy zgodnie, że największe tłumy pod Tatrami przetoczyły się z wybiciem pierwszego dzwonka i wrócą dopiero na weekend, zatem to jedyna okazja, żeby odwiedzić Chochołowską nie narażając się na dreptanie w kolejce.

Po godzinie jazdy przez opustoszałe miejscowości turystyczne (Białka, Bukowina, Murzasichle bez jednego turysty!) i równie sympatycznie wymarłe Zakopane docieramy na parkingi przy wlocie do Doliny Chochołowskiej. Po drodze ogarnia nas panika, gdy u wylotu Kościeliskiej widzimy setki samochodów! Czyżbyśmy jednak się przeliczyły? Okazuje się jednak, że Chochołowska cieszy się dzisiaj zdecydowanie mniejszym zainteresowaniem. Ufff… miejsc na parkingach mnóstwo, kolejki po bilety nie ma, a gdy wchodzimy na ceprostradę mijamy tylko pojedynczych turystów.

Matki z wózkami, ojcowie z wózkami, matki i ojcowie z wózkami, już prawie matki z brzuchami, babcie z wózkami, babcie bez wózków. Przekrój dzisiejszych turystów – świeżo upieczeni rodzice (lub rodzice in spe) i emeryci. Jako matka i babcia (choć jeszcze nie emerytka) z wózkiem wpisujemy się w klimat idealnie 🙂

Ach, zapomniałam. Jest z nami jeszcze Floki! 🙂 To jedyne miejsce w Tatrach po polskiej stronie, gdzie psy są mile widziane. To też  jeden z powodów, dla których wybrałyśmy spacer po Chochołowskiej. Żal byłoby zostawiać Floka w taki piękny dzień samego w domu.

Turystów jak na lekarstwo, a mimo to ciuchcia kursuje tam i z powrotem. Gdy mija nas po raz pierwszy przypominam sobie dlaczego nie lubię Chochołowskiej 😉 Na szczęście częstotliwość kursowania jest na tyle nieduża, że nie przeszkadza w sympatycznym spacerze.

Na Siwej Polanie zostały już tylko dwie babcie z oscypkami i bezczelny pan podglądający panią w toalecie 😉

Choć wokół skwar, na trasie chroni nas przed nim przyjemny cień gęstego lasu. Potoczek cicho szemrze usypiając Słonko, a świergot ptaków umila nam spacer. Mija nas nawet para prawdziwych turystów z plecakami! I aż serce się kraje na ten widok…

W takich chwilach myślę sobie “Słonko, rośnij szybko! Żeby Twoje małe nóżki mogły już zdobywać szczyty!”. A potem spoglądam na moje małe śpiące szczęście i chcę zatrzymać ten moment jak najdłużej… Bo nigdy, przenigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz!

Chochołowska jest nudna… tego ukryć się nie da. Lecz gdy się nie ma co się lubi… Sami wiecie. Dlatego w monotonii asfaltowej drogi tym bardziej cieszą okienka z widokiem – takie jak to. Wyrastające z lasu skały przyozdobione zadziornie pierzastymi obłoczkami. Chwila dla fotoreporterów 😉

Kawałek dalej otwiera się drugie okno, znacznie szersze…

W taki piękny dzień można rzucić okiem na skąpane w słońcu szczyty i pomarzyć… Mówcie co chcecie, asfalt asfaltem, ale widoki zacne 🙂

Po niecałej godzinie docieramy na Polanę Huciska. Turystów jakby nagle przybyło – no tak, tu docierają Ci, którzy wybrali jazdę ciuchcią. Znajdujemy zacienioną ławeczkę, Słonko posila się maminym mlekiem (o zgrozo!) na łonie natury, Floki chłepcze chłodną wodę ze strumienia. Wokół kilka kocyków z niemobilnymi jeszcze maluszkami. Piknikowa atmosfera. Dziś na szczęście liczba spacerowiczów nie powala na kolana, jest całkiem przyjemnie, ale w sezonie musi tu być potwornie tłoczno!

Przy bacówce niestety kończy się nasz spacer. Asfalt dociera tylko dotąd, czyli 4 km w głąb doliny. Dalej musiałybyśmy telepać wózek ze Słonkiem po wyboistej drodze – wstrząśnienie mózgu gratis. Podziękuję.

Wracamy do domu zadowolone z przyjemnego spaceru. Z tego, że po drodze zaliczyłyśmy kilka widokowych miejsc. Że Tatry dziś takie słoneczne! Że mogłyśmy powdychać górskie powietrze! Piękny dzień!

Dopiero gdy wieczorem siadam przy laptopie i nieopatrznie wchodzę na relację z Tatr Zachodnich na blogu My Way To Heaven… stwierdzam, że Chochołowska może się wypchać 😛 Ja chcę w góry!!!!!!! 🙂

 

 

 

 

5 Replies to “Tatry dla wózkowych – Chochołowska

  1. Bo wiesz, w życiu człowieka jest czas 1.szampana, czas 2.mleka i czas 3.ziółek.
    Z etapami tymi idealnie współgrają inne określenia:
    1.Odkrywanie
    2.stabilizacja
    3.święty spokój
    Dla etapu 2 przejściowo należy się liczyć z utrudnieniami w sferze wolności wyboru. To czas inwestowania w młode pokolenie: swojego czasu, miłości…
    Może na etapie stabilizacji tęsknimy za czasem odkrywania, a na etapie numer 3, uwierz mi, szybko święty spokój zaczyna wychodzić bokami…I problem leży jedynie w tym aby zachować kondycję na dalsze odkrywanie. Gdy dzieci nam podrosną, znowu będzie można odkrywać. Chochołowska może i jest nudna, z wyjątkiem gdy jest czas krokusów. Ale jeszcze nudniejsze byłoby wpatrywanie się w ekran telewizora i wystawienie dziecka “na przewietrzenie” na balkon:).
    Przeczuwam, że Słonko odziedziczy po tobie i babci miłość do gór, i ani się obejrzysz, jak ruszycie wspólnie na szlak:))Zobaczysz, zleci szybko!

      1. U nas było podobnie jak zostaliśmy świeżo upieczonymi rodzicami. Dobrze, że nasyciłaś tego lata swoje Słonko witaminą D, tak bardzo potrzebną do prawidłowego rozwoju dziecka. Dzieci urodzone wiosną to jednak szczęściarze.Te, urodzone późną jesienią zazwyczaj czekają do wiosny:) Z ciekawością czekam na nowe wpisy na blogu:)
        Czy myślałaś o tym by za kilka miesięcy wypróbować nosidło na stelażu przy plecaku?

        1. Lunka, myślałam, że będę maluszka nosić w chuście, ale niestety jest już za ciężki na noszenie z przodu, a z tyłu – jakoś nie mogę się przełamać 🙂 Nosidło koniecznie, ale dopiero gdy będzie już siedzieć, czyli na wiosnę.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *