Współczesne zamczysko – kaszubskie Łapalice

Za oknem coraz zimniej, czas więc ogrzać się nieco lipcową opowieścią.

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami był sobie… las. Cudnie zielony, lipcowy kaszubski las. Wieść gminna niosła, iż w lesie owym, kryją się prawdziwe… ciekawostki. Aż prosiłoby się określenie dziwy, ale wtedy z pewnością nie obyłoby się bez niedwuznacznych komentarzy. Zatem ciekawostki. W cudnie zielony lipcowy poranek wybieramy się więc na poszukiwanie owych ciekawostek.

Na pierwszym skrzyżowaniu leśnych duktów udaje nam się wybrać właściwą ścieżkę, a to za sprawą drogowskazu, który sprawia wrażenie, jakby pamiętał jeszcze czasy, gdy na tych terenach urzędowali Krzyżacy. 

Na kolejnych rozwidleniach idzie nam już znacznie gorzej. Krążymy po lesie dużo dłużej, niż ktokolwiek mógłby przewidzieć. Drzewa, krzaki, komary, drzewa, krzaki, komary, komary, komary, krzaki, drzewa. I jeszcze trochę komarów. Mam wrażenie, że kręcimy się w kółko. Dopiero, gdy udaje nam się znaleźć szeroką bitą drogę w samym środku niczego, pojawia się pewna nadzieja, że jesteśmy na właściwym szlaku.

Mijamy pokryte gęstą zawiesistą rzęsą jezioro, jeszcze jeden zakręt i nagle… w samym środku lasu wyrasta przed nami wysoki na kilka metrów betonowy mur. Zaczyna się robić ciekawie. Kilkadziesiąt metrów wzdłuż muru, natrafiamy wreszcie na szeroką bramę. A raczej otwór po bramie, dziś bowiem wejście stoi przed nami otworem. Brniemy wąską ścieżką przedzierając się przez chaszcze, a tam…

Natrafiamy na prawdziwe, najprawdziwsze zamczysko! W samym sercu lasu zupełnie znikąd, zupełnie nielogicznie, zupełnie nie na miejscu wyrastają strzeliste wieże. Na dodatek wydają się dziwnie współczesne….

Wrażenie jak najbardziej właściwe. Znajdujemy się bowiem nieopodal miejscowości Łapalice, gdzie w latach osiemdziesiątych pewien przedsiębiorczy obywatel, postanowił wybudować zamek. Czy była to inspiracja krzyżacką historią tych terenów, czy po prostu zwykła chęć pokazania, że i dziś można wybudować sobie zamek (a co, bogatemu wolno!), nie wie nikt poza właścicielem.

Niestety, budowa stanęła w martwym punkcie.  Jeśli nie wiadomo o co chodzi, zazwyczaj chodzi o pieniądze. Tak było i w tym przypadku – pechowy inwestor dwukrotnie zaliczył poważne problemy w prowadzonym biznesie meblowym. Podobno za pierwszym razem firma zbankrutowała, za drugim razem padła ofiarą powodzi, a ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania. W Internecie można znaleźć wiele informacji na temat zamczyska, jednak jak to z Internetem bywa trudno stwierdzić, które dane są prawdziwe. Dlatego ograniczam się tylko do podania bardzo ogólnych informacji, a kto chce wiedzieć więcej niech sam sobie poszpera 🙂

Główne wejście na teren posiadłości stanowi imponująca brama zakończona kilkoma wieżami. Wieże są elementem zdecydowanie dominującym w całym kompleksie – podobno jest ich dwanaście, która to liczba ma nawiązywać do liczby apostołów. Nie liczyłam, ale wierzę na słowo.

Zwiedzanie rozpoczynamy od sali, na której środku stoi fontanna. No tak, zamek bez fontanny? I to koniecznie w środku.

Spod fontanny przebijamy się w stronę basenu. Głęboki, długi basen z prawdziwego zdarzenia, a nie hotelowy brodzik. Otoczony arkadowymi łukami pozwala wyobrazić sobie jak mogłoby wyglądać to miejsce, gdyby udało się ukończyć jego budowę.

Dziś wokół królują wszechobecne bazgroły na ścianach, porozrzucane butelki, śmieci. Gdzieniegdzie można natrafić na porządne graffiti, jednak w zdecydowanej większości mury pokryte są napisami o niekoniecznie cenzuralnej treści. Widok nieco podobny do opuszczonego szpitala w Nowym Targu, o którym pisałam kilka miesięcy temu. Choć tu na szczęście nie jest aż tak brudno.

Ponad basenem natrafiamy na ogromną salę, która na pierwszy rzut oka przypomina kaplicę. Wysoka na dobrych kilka metrów, z jednej strony zakończona czymś co może przypominać chór, z drugiej wnęką, w której aż prosi się postawić ołtarz. Znalazłam jednak opinie, że mogła to być równie dobrze sala balowa. Do mnie bardziej przemawia kaplica, szczególnie biorąc pod uwagę wcześniejsze odniesienie liczby wież do liczby apostołów. Ale jak jest naprawdę najlepiej wie właściciel.

Przemierzamy dalsze korytarze z każdym krokiem wpadając w coraz większe osłupienie… Ogromu zamczyska nie odda żadne zdjęcie. Coś takiego w dzisiejszych czasach mógł wymyślić tylko niezwykle pozytywnie zakręcony wizjoner. Albo wariat. Ale czy to nie to samo?

Dziesiątki korytarzy, schodów, sal, pokoi, Na każdym zakręcie zastanawiam się, czy nie powinnam ciągnąć nitki jak Tezeusz w labiryncie, w przyciwnym razie wyjście z tego miejsca może stanowić spore wyzwanie.

Wspinamy się na jedną z wież. Betonowe kręte schody pną się w górę. Z każdym krokiem przytulam się coraz bardziej do ściany – nie mam lęku wysokości, ale tutaj zaczyna mi się kręcić w głowie. Może dlatego, że miejsce jest tak niesamowite. Na drżących nogach docieram wreszcie na samą górę – z tej wysokości zamek wydaje się jeszcze większy i jeszcze bardziej okazały.

Przemykamy przez kolejne korytarze, krążymy po ostatnim piętrze pełnym niewielkich pokoików. Ta część pałacu przypomina hotel – bardzo podobne do sobie pokoje ze skosami, przy każdym mniejsze pomieszczenie na łazienkę. Gdyby jednak przyjąć, że to zamek, to równie dobrze mogłyby to być pokoje dla służby 😉

Naszą uwagę zwracają kasetonowe sufity wykończone drewnem. Prawie każde pomieszczenie ma taki właśnie sufit. To tylko namiastka przepychu jaki zapewne miał tu panować. Lekko mrużąc oczy można wyoobrazić sobie jak to wszystko miało docelowo wyglądać… Szaleństwo!

Z kolejnej wieży udaje nam się spojrzeć na drugą stronę zamczyska. Ciekawe, dachy wyglądają na względnie nowe. Rzeczywiście, kilka lat temu udało się wznowić budowę, jednak na krótko. Przyczepił się nadzór budowlany. Trudno się dziwić – ponoć pozwolenie na budowę dotyczyło domu o powierzchni 170 metrów. No cóż, lekkie niedoszacowanie 😉 Od tamtego czasu niestety jednak zamek niszczeje, podobno jest jednak pewna szansa, że uda się kontynuować budowę tej specyficznej “samowoli”. Trzymam kciuki, bo z pewnością będzie to ciekawe miejsce do odwiedzenia.

 A do tego czasu opuszczone zamczysko będzie nadal stanowić atrakcję dla turystów, dla okolicznych dzieciaków i dla tych, którzy potrafią wykorzystać magię tego miejsca w wyjątkowych momentach swojego życia. Sama nie obraziłabym się za oświadczyny w takiej scenerii… Mam tylko nadzieję, że w rzeczywistości odpowiedź wybranki była inna niż na zdjęciu obok 🙂

6 Replies to “Współczesne zamczysko – kaszubskie Łapalice

  1. Miejsce, sądząc z opisu i fotografii, rzeczywiście jest interesujące i działa na wyobraźnię. Natomiast odnośnie lepszego stanu niż budynek szpitalny – myślę, iż jest to przede wszystkim “zasługa” utrudnionej dostępności do zamku usytuowanego pośród lasów.
    Pozdrawiam z Łodzi

  2. Droga Marto! Ostatnie zdjęcie z wyznaniem miłosnym nasuwa mi staropolskie przysłowie: “Nazwisko głupie na byle słupie”. Inaczej niż Ty mam nadzieję, że owa wybranka szprajowego bohatera nie wyszła za tego jegomościa. Sam fakt szpecenia ścian wypłodkami swego pustogłowia świadczy, że wyznawca miłości nawet nie tęskni za rozumem. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *