Kolosy Memnona – najgorętsze miejsce, w którym byłam

Za oknem żar leje się z nieba, mam więc dziś dla Was na pocieszenie migawkę z miejsca, gdzie jest znacznie goręcej niż od kilku dni u nas. Tak, wbrew pozorom to możliwe 😉

Kilka lat temu będąc w Egipcie wybraliśmy się na wycieczkę krajoznawczą. Bo choć all inclusive potrafi być kuszące, to przecież nie dla nas 🙂 Albo inaczej mówiąc nie przez cały tydzień 😉 Być i nie zobaczyć choć skrawka kraju, nie poznać choć odrobiny historii miejsca, w którym się przebywa to wstyd i niepowetowana strata. Szczególnie w miejscu tak ciekawym historycznie jak Egipt. Dlatego też wybraliśmy się na wycieczkę w okolice Luksoru – miasta, w którym na każdym kroku depcze się po ruinach starożytnych świątyń. Nie o historii miało być jednak, a o… temperaturze.

W Egipcie wszędzie jest gorąco. W Dolinie Królów trudno złapać oddech, w Luksorze żar bije od starożytnych ruin. Ale to co przeżyliśmy stojąc przy ogromnych posągach zwanych Kolosami Memnona przechodzi wszelkie wyobrażenie.  Nieludzko upalne i suche pustynne powietrze sprawia, że w tym miejscu nie da się wytrzymać dłużej niż 5 minut. Upał rzędu 50 stopni Cejlsjusza.  Pot płynie strumieniami, woda w butelce bliska wrzenia, masz wrażenie, że ścina Ci się białko. Na rozgrzanych kamieniach spokojnie można by usmażyć jajecznicę. Wizyta przy Kolosach trwa więc dosłownie 5 minut. Japońskie zwiedzanie czyli “zerknąć, pstryknąć, jechać dalej” w wersji ekstremalnej.  Po 2 minutach marzysz już tylko o tym, żeby wrócić do klimatyzowanego autokaru. Pozostałe 3 minuty spędzasz na przepychaniu się przez tłum współ-turystów, którzy też marzą już tylko o tym, żeby wrócić do ratującego życie przyjemnego chłodu.

Upał na moście na rzece Kwai, który był najgorętszym miejscem podczas naszej wycieczki do Tajlandii, był jak orzeźwiająca lemoniada w porównaniu do pustynnego skwaru w Egipcie. Jeśli więc spoglądasz teraz przez okno i marzysz o odrobinie orzeźwienia, pomyśl, że są miejsca na ziemi, gdzie jest znacznie goręcej 😉

No dobra, jednak kilka słów o historii być musi. Bo być i nie wiedzieć co się widzi, to jakoś nie wypada. Co to więc takiego te Kolosy i któż zacz ten Memnon? Ogromne posągi o wysokości ponad 15 metrów stanowiły kiedyś element świątyni postawionej w XIV wieku przed naszą erą na cześć niejakiego Amenhotepa III, faraona rzecz jasna, za czasów którego Egipt przeżywał swój rozkwit. Po świątyni śladu już prawie nie ma – pożarły ją trzęsienia ziemi i wylewy płynącego nieopodal Nilu. Posągi są jedyną jej pozostałością, a przedstawiają samego faraona. Chwila, chwila, skoro przedstawiają faraona, a nazywa się je Kolosami Memnona, to co ma piernik do wiatraka, a Memnon do Amenhotepa?

Otóż traf chciał, że jedno z trzęsień ziemi, uszkodziło posągi, sprawiając, że powstały w nich szczeliny. Gdy pierwsze promienie słońca ogrzewały kamień, powstająca różnica ciśnień sprawiała, że wydostające się z posągu powietrze gwizdało. Dalej niewiele to tłumaczy w kwestii Memnona, ale już spieszę z wyjaśnieniem. Przenieśmy się teraz w czasie o kilkanaście wieków do przodu, w okres Cesarstwa Rzymskiego. Docierające tu wtedy wojska nie miały pojęcia o Amenhotepie, natomiast znały z mitologii Memnona właśnie, który to Memnon, syn Jutrzenki (w mitologii greckiej zwanej również Eos) zginął pod Troją z ręki Achillesa. A że Jutrzenka jak samo imię wskazuje była boginią świtu, zabobonni żółnierze uznali, że gwizdy wydawane przez posągi o brzasku są płaczem syna skierowanym do budzącej go co rano matki. Stąd choć dzisiaj posągi już nie gwiżdżą, przetrwały pod nazwą Kolosów Memnona.

Egipt niestety w ostatnich latach stał się kierunkiem turystycznie ekstremalnym, dlatego cieszę się, że odwiedziliśmy go jeszcze za czasów turystycznej prosperity. Jeśli jeszcze kiedyś granice Egiptu będą stały dla Europejczyków otworem i będziecie mieli okazję odwiedzić te najgorętsze miejsca zdecydowanie polecam po obejrzeniu kolosów wybrać się na wycieczkę łodzią po oddalonym o dosłownie kilka kilometrów Nilu. Woda, w duuuużej ilości to właśnie to co będzie Wam potrzebne 🙂

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *