Przemierzając Pieniny – Trzy Korony

Kolejną wycieczkę w ramach kursu przewodników beskidzkich zaczynamy na Przełęczy Osice, niedaleko Czorsztyna. Już tutaj wiemy, że czeka nas przepiękny dzień pełen zapierających dech w piersiach widoków! Tatry po naszej prawej stronie, przykryte jeszcze w dużej mierze śniegiem odcinają się ostrą kreską na tle idealnego błękitu nieba.

Nasza dzisiejsza trasa w większości prowadzi niebieskim szlakiem – jest to fragment długodystansowego szlaku prowadzącego z Tarnowa okrężną drogą na Wielki Rogacz w Beskidzie Sądeckim. Cały szlak ma 184 km długości i jest trzecim co do długości szlakiem długodystansowym w polskich Karpatach. Dłuższe są jedynie Główny Szlak Beskidzki i Główny Szlak Sudecki.

Oczywiście jak zawsze przy takich okazjach rodzi się we mnie chęć spakowania plecaka i pójścia przed siebie za niebieskimi znaczkami, tak daleko jak wystarczy mi sił. Ciekawe dlaczego na marzeniu zawsze się kończy? Czyżby lenistwo… 😉

Dziś trasa jest zdecydowanie dla leniuchów. A przynajmniej jej początek. Do Przełęczy Trzy Kopce, mamy raptem jedno podejście pod Kozią Górkę. Można więc swobodnie, bez zmęczenia rozglądać się  i podziwiać widoki.

Za sobą zostawiamy Gorce, z Pasmem Lubania na pierwszym planie.

A po prawej stronie, na południowym zachodzie cały czas podziwiamy panoramę Tatr. Wielbicielom widoków zdecydowanie polecam spacer w te strony.

Po niecałej godzinie docieramy do Przełęczy Trzy Kopce. Moglibyśmy stąd zejść czerwonym szlakiem do Sromowiec Wyżnych (właśnie – Sromowiec, czy Sromowców? jakieś sugestie? 🙂 ) i zajrzeć do przystani, z której rozpoczyna się spływ Dunajcem. Nasza trasa prowadzi jednak prosto, w kierunku Przełęczy Szopka. Mamy do niej około 40 minut.

Szlak jest bardzo przyjemny. Niewiele podejść, raczej spacer po płaskim. Jest połowa kwietnia, w zacienionych miejscach nadal leży jeszcze sporo śniegu. Miejscami trzeba uważać na ukryte pod śniegiem głębokie kałuże.

Część trasy przebiega skrajem lasu. Po prawej stronie mijamy Nową Górę, najwyższy szczyt Pienin Czorsztyńskich. Zobaczymy ją w pełnej okazałości dopiero ze szczytu Trzech Koron. Tymczasem z kolejnej polany wreszcie widzimy cel naszej dzisiejszej wędrówki!

Jeszcze kilka kroków przez las i docieramy na Przełęcz Szopka, zwaną również Przełęczą Chwała Bogu. Gdy idzie się z Krościenka do Sromowiec lub odwrotnie Przełęcz Szopka jest najwyższym punktem na trasie – po stromym podejściu, gdy stanie się na Przełęczy można swobodnie powiedzieć “Chwała Bogu! teraz już tylko z górki”. Tak też ponoć mawiali przemierzający te strony górale, a nazwa weszła na stałe do świadomości pienińskich turystów.

Chwila odpoczynku na ławkach. Spotykamy tu tylko jedną grupę. Chwała Bogu 😉 Zwykle w tym miejscu kłębią się tłumy – tędy wiedzie najpopularniejszy szlak na Trzy Korony. W sezonie mimo naprawdę dużej liczby ławek nie ma szans na znalezienie miejsca. Dobrze, że zawitaliśmy tu nie tylko przed sezonem, ale i w piątek. W weekend na pewno będzie znacznie tłumniej.

Gdybyśmy skręcili w lewo, dotarlibyśmy żółtym szlakiem do Krościenka. Natomiast w prawo strome zejście doprowadziłoby nas do Sromowiec Niżnych. Planujemy tam dzisiaj dotrzeć, ale okrężną drogą.

 

Nie mogłam się powstrzymać – kolejne zdjęcie Tatr, bo są stąd takie piękne! Rozpracowujemy panoramę Tatr Wysokich – z naszych ustaleń wynika,  że na ostatnim planie od lewej mamy: Kieżmarski, Łomnicę, Durny, Baranie Rogi, Lodowy. Nieco przed nimi, z prawej Płaczliwa Skała i Hawrań w Tatrach Bielskich. Myślicie, że rozszyfrowaliśmy poprawnie?

Odetchneliśmy nieco i możemy ruszyć dalej. Nieco na przekór hasłu “Chwała Bogu” wyruszmy nie z górki, a pod górę. Przed nami około 45 minut dość stromego podejścia. Nie zdążyliśmy się dzisiaj zmęczyć, więc nie byłoby nawet tak źle, gdyby nie śliska pokrywa zmrożonego śniegu na szlaku.

Na szczęście udaje nam się dotrzeć na górę w całości. Jeszcze tylko przejście wąskim metalowym pomostem i po metalowych schodkach na najwyższy szczyt Trzech Koron – Okrąglicę (982 m n.p.m). A z niej… ech, co tu dużo mówić. Po prostu popatrzcie…

Na zachodzie szlak, którym przyszliśmy z okolic Czorsztyna. A wokół niego mijane szczyty – na środku charakterystyczny stożek Nowej Gory, po prawej Macelak, po lewej Macelowa Góra. W tle Jezioro Czorsztyńskie i wstęga Dunajca.

Na północnym zachodzie Pasmo Lubania.

A z kolei bardziej na północnym wschodzie Pasmo Radziejowej w Beskidzie Sądeckim, a dalej na wschód i Małe Pieniny.

Pod nami dolina Dunajca, w miejscu w którym zaczyna się jego przepiękny przełom. Pewnie większość z Was miała okazje płynąć tratwą, więc wiecie o czym mówię.

Czerwony Klasztor po słowackiej stronie wygląda jak z bajki. Przypomina mi rysunki w grze Carcasonne albo grafikę z Heroes’ów 😉 Kto grał, ten wie 🙂 Czyżby twórcy gier wybrali się wcześniej na Trzy Korony?

Dla aspirantów do miana przewodników beskidzkich taka panorama to nie lada gratka. Spędzamy na platformie widokowej prawie godzinę. Każdy najmniejszy szczyt jest szczegółowo oglądany, omawiany, zapamiętywany. Po godzinie znam już każdą najmniejszą górkę. Będę je pamiętać jakieś… 3 może 4 dni 😉 Dziś kiedy to piszę, bez mapy miałabym problem z conajmniej kilkoma szczytami. Skleroza. Coraz marniej widzę ten jesienny egzamin…

Pamiątkowa focia i schodzimy na dół. Wybieramy trasę alternatywną. Niebieskim szlakiem na polanę Kosarzyska. Stąd wszyscy zmierzają w stronę Zamku Pienińskiego.

A ja? A mnie się już nie chce. Lenistwo jednak przeważa. Szczególnie, że szlak do ruin prowadzi góra-dół-góra-dół. Zejścia i podejścia, jedno po drugim. W nosie mam takie atrakcje. W górach najprzyjemniej jest wyjść na grzbiet i spokojnie cieszyć się widokami. Wyłażenie i złażenie zdecydowanie nie jest dla mnie.

Układam się więc na ławce i wystawiam buzię, aby złapać choć trochę z ostatnich promieni zachodzącego słońca. Po zimie każdy promień jest jak zbawianie!

Czekając aż grupa wróci z ruin zamku, zaprzyjaźniam się z sympatycznym labradorem, którego w tej znajomości najbardziej ekscytuje moja kanapka.

Po około 30 minutach towarzystwo wraca, niektórzy zazdroszczą mi mojej decyzji. Przed nami jeszcze tylko 45 minut zejścia do schroniska pod Trzema Koronami. Zielony szlak wycięty jest w stromym zboczu. Po obydwu stronach wąskiej ścieżki wiatrołomy. Powoli robi się coraz ciemniej, marzymy już o tym, żeby być na dole.

Tatry pokazują nam się jeszcze na moment, w pomarańczowawej łunie zachodu. Oby jak najczęściej udawało nam się trafić na taką widoczność jak dzisiaj.

Wreszcie jest. Jeszcze kilkaset metrów i docieramy do schroniska, skąd busem jedziemy na nocleg do Niedzicy. Postój na konsumpcję wyśmienitej pizzy i do spania.

Wycieczka nie była ani bardzo długa, ani bardzo ambitna, a my nie wiedzieć czemu jesteśmy tak zmęczeni, że o dziesiątej cała ekipa kładzie się spać. Pierwszy raz na wyjeździe kursowym nikt nie ma ochoty nawet na jedno piwo (no na jedno może tak, ale dwa już na pewno nie)… Chyba się starzejemy 😉

3 Replies to “Przemierzając Pieniny – Trzy Korony

    1. nie miałam okazji oglądać ich ostatnio ze Słowacji. wygląda na to, że trzeba dodać kolejny cel wycieczkowy do listy 🙂 dziękuję za podpowiedź 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *