Rzeźnik, gigant i niedźwiedzie – nadal barowo w Bieszczadach

Legenda, legendą, ale być w Bieszczadach i nie zjeść naleśnika giganta to byłby wstyd, a przynajmniej wielka strata. Łapiemy busa i krętą drogą z samego centrum Ustrzyk (jak to dumnie brzmi) mkniemy do Wetliny. Cel podróży – Chata Wędrowca.

 

 

 

Przejeżdżamy przez Przełęcz Wyżniańską, Berehy Górne, Przełęcz Wyżną, Górną Wetlinę, mijamy Manhattan 🙂 i już jesteśmy na miejscu.

Choć po drodze słyszymy, że przecież Chata Wędrowca to takie “lansiarskie” miejsce, ja jednak nie dam się zrazić. Chata stoi w Wetlinie od kilku lat (może kilkunastu?) i na dobre wpisała się w lokalny krajobraz.

Że się rozwija? A co w tym złego? Być może jest większa niż kiedyś, ale nadal utrzymana w niezwykle przytulnym klimacie. Serwują pyszne piwa – czeskie, słowackie i lokalne. A do tego – rewelacyjne jedzenie!

Zaczynamy oczywiście od piwka.

 

Padło na jedyne w swoim rodzaju piwko o wdzięcznej nazwie “Rzeźnik”. Oficjalne piwo biegu górskiego, który właśnie dziś odbywa się w Bieszczadach. Każdy kto ukończy bieg ponoć dostaje na mecie butelkę na orzeźwienie. My czujemy się już tak wykończeni, że chwilową metę urządzamy sobie w Chacie Wędrowca.

Chyba robimy sporo hałasu, bo kilka osób ucieka z sali niedługo po tym jak się pojawiamy. Cóż, konsumpcja od 7:50 ma swoje zalety, ale i wady 😉

Wreszcie jest! Ten dla którego tu przyjechaliśmy, czyli naleśnik gigant, z borówkami, śmietaną, łyżeczką miodu i cukrem pudrem. A właściwie to tylko pół naleśnika – więcej nie da się zjeść, jest tak zapychający. I tak cudownie pyszny! Jeśli ktoś nie lubi chodzić po górach (w co trudno mi uwierzyć, ale podobno są tacy ludzie), to warto tu przyjechać przynajmniej dla jego wysokości “Naleśnika Giganta”!

Wizyta jest krótka, acz konsumpcyjnie bardzo treściwa. Z pełnymi brzuchami mkniemy z powrotem do Ustrzyk.

Po drodze koło Brzegów Górnych mijamy punkt kontrolny jedenastego już biegu Rzeźnika.  Kilka słów o Rzeźniku – 80 kilometrów z Komańczy, przez Cisną, Smerek, Połoninę Wetlińską i Caryńską do Ustrzyk Górnych. Zawodnicy biegną w parach, co na pewno znacznie zwiększa bezpieczeństwo, ale również wymaga świetnego zgrania kondycji partnerów. Aby zakończyć bieg obydwie osoby muszą przebiec metę.

Start o świcie, czyli o 3:30. Koniec – maksymalnie po 16 godzinach, ale najszybsi kończą bieg w czasie krótszym niż 8 godzin! Jakżeż oni się męczą… podziwiam, ale chyba nie do końca rozumiem. Chętnych jednak nie brakuje. Ze względu na to, że trasa przebiega przez Bieszczadzki Park Narodowy organizatorzy ograniczają liczbę uczestników do 600 osób. Ponoć to zdecydowanie mniej niż  rzeczywiste zainteresowanie biegiem.

Dziś wszystkie drogi prowadzą do Ustrzyk. Wysiadamy z busa, wpadamy jeszcze na moment do Legendy, ale ponieważ pogoda w międzyczasie znacznie się poprawia, wybieramy się na spacer. Czas spalić spożyte dzisiaj kalorie, zarówno te w postaci stałej jak i płynnej. Podczas spaceru natrafiamy na wyjątkowo duży okaz muchomora, czyżby efekt Czarnobyla? 😉

 

 

 

Przechodzimy mostem nad potokiem Wołosaty i skręcamy w drogę wiodącą do wsi o tej samej nazwie. Na skrzyżowaniu tłok – to “Rzeźnicy” właśnie kończą bieg. Owinięci foliami termicznymi wyglądają identycznie jak maratończycy z krakowskiego Rynku. Może tylko łydki mają zgrabniejsze 😉

Ustrzyki taką liczbę ludzi i samochodów widzą zapewne dopiero po raz jedenasty w swojej historii. Nie sądzę, żeby inna impreza przyciągała tu takie tłumy. Dzisiejsze zbiegowisko to zapewne więcej ludzi niż miejscowość gości przez cały rok.

Skręcamy w lewo, uciekając z tego szalonego tłumu. Po kilkuset metrach za nami rozpościera się piękny widok na Połoninę Caryńską. Widok cudny, ale jeszcze czuję w nogach wczorajsze potworne podejście…

W dole budynek Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Uwaga, niedźwiedzie! Znak mówi “zwolnij”, ja jednak osobiście wolałabym w tej sytuacji przyspieszyć 😉 Niewątpliwym plusem jest to, że przynajmniej mamy pewność, iż zmierzamy w dobrym, bo dzikim kierunku.

 

 

Po lewej pasmo Tarnicy. Reszta wycieczki przemierzyła je dzisiaj w strugach deszczu. W żadnym wypadku nie żałuję rezygnacji z towarzyszenia im w tej wędrówce. Choć popołudnie przyniosło im na pewno przepiękne widoki, my ten dzień też zaliczamy do wybitnie udanych 🙂

 

Przed nami malownicza prosta droga… aż chciałoby się zaśpiewać za tolkienowskim Bilbo Bagginsem:

A droga wiedzie w przód i w przód
Choć się zaczęła tuż za progiem –
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak jak mogę…
Skorymi stopy za nią w ślad –
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł…
A potem dokąd? – rzec nie mogę.

Moglibyśmy tak iść i iść. Niestety nadjeżdża autokar, wsiadamy do niego i jedziemy w dalszą drogę – kierunek Ukraina.

Żegnajcie Ustrzyki. Niedługo na pewno tu wrócę! 🙂

 

 

 

 

 

11 Replies to “Rzeźnik, gigant i niedźwiedzie – nadal barowo w Bieszczadach

  1. A w Bieszczadach byliście, czy tylko po barach się włóczycie 🙂 ?
    Gdzież to jest to potworne podejście bo chyba przegapiłem 🙂 🙂 🙂

    1. dla słabych nóg każde podejście może być potworne 😉 a co do barów i gór – są nieodmiennie ze sobą powiązane, ważne żeby znaleźć czas na jedno i drugie 😉

  2. Łza się w oku kręci, bom kiedyś i ja bywał w Bieszczadach… Były dziksze, a drogi bogatsze w dziury. Znajomy mój wybiera się w lipcu w Bieszczady rowerem. Byłem zdziwiony: rowerem?! Ano rowerem, bo gierkowskie asfalty nie nadają się już dziś dla samochodów, więc gospodarze tych ziem wpadli na pomysł, by przeznaczyć je dla rowerów górskich. Jest to w sumie niezła myśl na wiele dziurawych dróg, których koszty napraw przekraczają wybudowanie nowych. Pozdrawiam – W.P.

  3. ja tez tam byłem..i rzeznikiem zostałem..po 15h..juz byłem na mecie…a był to 11ty Bieg Rzeznika..trudny,paskudny,ukochany bieg ultrasów….rzeznika też piłem…pozdro z płaskiego Poznania

    1. gratuluję ukończenia biegu! to ogromny wyczyn!
      gdzieś wyczytałam, że liczba uczestników to max 600, ale może chodziło o pary, nie osoby. wtedy by się zgadzało 🙂

  4. Byłem widziałem próbowałem ;). Naleśnik gigant jest na prawdę gigantyczny i niestety przegrałem z nim walkę. Ja polecam jeszcze namierzenie “Święta Jagody” które w tym roku będzie 20 lipca w Dwerniku

  5. Moje ukochane Bieszczady- widzę, że i Naleśnik Gigant znalazł tutaj swój godny opis 😉
    Polecam też w Cisnej Bar “Na Zamościu”- karmią naprawdę godnie…
    Ps. A z innej części Europy, to czekam na ten obiecany opis Zatybrza w Wiecznym Mieście
    😉
    Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *