Tak się rodzi Bieszczadzka Legenda!

Obudził nas szum deszczu, bezczelnie bębniącego w szyby o wpół do szóstej nad ranem. Plan: Muczne – Bukowe Berdo – Krzemień – Tarnica – Halicz – Rozsypaniec – Wołosate. Wycieczka w takich warunkach nie należy do najprzyjemniejszych, ale cóż zrobić. Mus, to mus.

Odziani w długie spodnie i przeciwdeszczowe kurtki ładujemy się do autokaru. Nie jest nam dane zdrzemnąć się ani chwili – nasz drogi przewodnik nawet o takiej godzinie stara się nas czegoś nauczyć. Tym razem czyta przez mikrofon akty prawne dotyczące praw i obowiązków przewodników górskich, fascynująca lektura 😉

Przez całą drogę siąpi deszcz. Krótki przystanek w Mucznem w pokazowej zagrodzie żubrów. Niestety żubry chyba też nie przepadają za opadami, bo większość się pochowała. Tylko jeden leży w oddali leniwie przeżuwając trawę. Odległość zbyt duża, aby nawet 30-krotny zoom optyczny mógł go uchwycić.

Jeszcze parę kilometrów i docieramy pod wejście na żółty szlak prowadzący na Bukowe Berdo. Dokładnie w momencie, gdy wysiadamy z autokaru lekkie siąpienie przeradza się w potworną ulewę! Woda leje się z nieba strumieniami! Cała wycieczka opatulona w kurtki i peleryny, za moment i tak wszystko będziemy mieć mokre. A przed nami osiem godzin marszu! Zaglądam do autokaru, a tam… całkiem spora grupa tych, którzy z wędrowania zrezygnowali. Decyzję podejmuję w jednej chwili – to ten moment, gdy należy dołączyć do sekcji barowej! 🙂

Ambitni i mokrzy idą na Tarnicę, rozsądni i susi, czyli my, jadą do Ustrzyk Górnych. Godzina 7:15, wieś śpi. Trzeba tu zaznaczyć, że w Ustrzykach poza kilkoma knajpami, jednym pensjonatem i przystankiem autobusowym nie ma zupełnie nic. Na szczęście sklep spożywczy jest otwarty! Zaopatrujemy się w podstawowe wiktuały (w tym przede wszystkim w piwo) i siadamy pod parasolem przed sklepem. Z nieba cały czas lekko kapie.

Kawy, trzeba nam kawy! Robimy mały rekonesans, a wtedy… z niepozornie wyglądającego baru wychodzi dziewczyna, odziana w luźne spodnie i bluzę, z rozczochranymi długimi włosami, jakby dopiero wstała z łóżka 🙂 odsuwa belki zamykające bramę, wystawia tablicę z kuszącym napisem “jajecznica”, macha do nas i woła: “Chodźcie! Zapraszamy!”. Kochana, nie trzeba nam tego dwa razy powtarzać 🙂

Całą ośmioosobową grupą wciskamy się do środka. Pierwsze co wyczuwają nasze zaspane zmysły to… zapach! Obezwładniający zapach bieszczadzkich ziół! 🙂

Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia po prawej, a tam na ścianach przepiękne ikony. Ale o nich za chwilę. Zajmujemy stolik wzdłuż okna. Gdyby nawet ktoś jeszcze miał ochotę usiąść w tej sali, to obawiam się, że i tak już nie wejdzie.    

Zamawiamy kawkę u wiecznie uśmiechniętej kobiety ze zmierzwionym włosem. Za chwilę uchylają się drzwi od kuchni: “Słuchajcie, właśnie grzejemy sobie żurek, może też chcecie?” 🙂 Byliście kiedyś w takiej knajpie? Gdzie po 5 minutach czujesz się jak u siebie w domu 🙂

Nastrój to podstawa. Wyjątkowo klimatyczne świeczniki rodem z Bieszczad dopełniają niezwykłej atmosfery tego miejsca. Do tego reggae płynące z głośników. Tego nam było trzeba!

Godzina 7:50. Na stół wjeżdżają pierwsze piwa 🙂 Kawka kawką, ale jak w barze bez piwka? Nie uchodzi.  Kabanosik na zakąskę, ale przydałoby się coś ciepłego.

Zamawiam pyszną jajeczniczkę na kurkach (w życiu nie jadłam lepszej!), reszta towarzystwa decyduje się na wegetariańskie leczo (dla mięsożerców znów kabanos okazuje się przydatny). Do lecza podano nóż i widelec – widać, że wczoraj impreza trwała dłuuuuuugo… 🙂

Jednego z kolegów zaintrygowało specialite de la maison – fritada. Nie bardzo wiemy co to takiego. Po chwili dziewczę wyłania się z kuchni z kawałkiem rzeczonej fritady – na spróbowanie. Omlecik zapieczony z ziemniakami, warzywami, boczkiem i czym kto zapragnie. Podawany na ciepło lub zimno, jak kto woli. Mniam.

 

Za oknem siąpi deszcz, a my sączymy piwko słuchając opowieści z Indii i Nepalu. Powoli kiełkuje we mnie nowy plan na życie… i na blogowanie z nieco bardziej odległych zakątków świata.

Troszkę chłodno. Decydujemy się z koleżanką na grzane piwo. Z podgrzaniem problemu nie ma, ale okazuje się, że choć piwo gospodarze mogą nam odstąpić, to niestety nie posiadają żadnych przypraw czy też innych dodatków. Dla chcącego nic trudnego – lecę do sklepu po drugiej stronie drogi, kupuję sok malinowy i cynamon. Pierwszy raz przynoszę sama do knajpki składniki do grzanego piwka 🙂

A ze ścian spoglądają na nas ikony. Jeden z towarzyszy dzisiejszego barowania zna się na rzeczy i opowiada nam o różnych rodzajach ikon, o technice ich pisania. Bo właśnie, dowiadujemy się, że ikony się pisze. To znaczy tak się mówi, że się pisze 🙂 Bo w rzeczywistości to jednak się je maluje 😉

Mnie najbardziej urzeka wielka ikona Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Takie przedstawienie Marii z Jezusem, na którym przytulają się policzkami pokazując więź między matką a synem nazywa się eleusa lub jeszcze piękniej z rosyjskiego – umilenie. W tej ikonie zachwyca mnie zarówno przekaz emocjonalny jak i technika wykonania. Niezwykła dbałość o szczegóły, wspaniałe kolory, wyjątkowe cienie (spójrzcie na policzki Matki Boskiej w fascynującym złotawym odcieniu) – przepiękne!

Po serii ochów i achów, pytamy naszą przemiłą dziewczynę z włosem czyje to dzieła…

Okazuje się, że… sama je malowała! Niesamowita dziewczyna! Dziewczyno w szerokich spodniach, jakkolwiek Ci na imię – kłaniam się przed Tobą nisko. Za talent, za perlisty śmiech i za niezwykle przyjemny sposób bycia. Gdyby więcej było takich ludzi,  świat byłby jeszcze piękniejszym miejscem!

 

Niebo powoli się rozpogadza, koło 12:00 stwierdzamy więc, że może warto byłoby zaczerpnąć świeżego powietrza. Opuszczamy miejsce, które tak cudnie nas ugościło pytając na odchodnym, jak też ten przybytek się zwie… A dziewczę na to: “Jak to jak? Bieszczadzka Legenda!” 🙂 Oj tak, choć to dopiero drugi dzień działania knajpki, dla nas już jest legendarna! 🙂

 

 

14 Replies to “Tak się rodzi Bieszczadzka Legenda!

  1. Kobieto jesteś boska! Pisz, pisz, pisz, cykaj 😉 fotki i dziel się z nami swoim pięknem! Ja wróżę nagrodę dla Twojego bloga! Niech tak się stanie 😀

    1. mam tylko nadzieję, że jak to przeczyta, to nie obrazi się na mnie za ten włos 🙂 ale to wszystko z ogromnej sympatii, która zrodziła się w 30 sekund 🙂

  2. Co za wspaniała reklama!!! dziękujemy!!!!!!!!!!!!i to po tych sztućcach hahahaha masakra 😀 😀 Dziękujemy za przepiękny artykuł i mamy nadzieje że Was tu jeszcze zobaczymy!!!! przyjeżdżaj – cie koniecznie, bo miłych gości nigdy dość!KONIECZNIE!!!!My tutaj szykujemy jeszcze kilka potraw, a na początku sierpnia organizujemy urodziny wiec zapraszamy ! jeszcze dokładnie na priv napisze kiedy te urodziny będą .Pozdrowienia i do zobaczenia na szlaku 😀

  3. Świetne! To się nie tylko czyta, ale i czuje. Jakby się tam było. 🙂
    A jak czytam, to ciągle mi się pałęta po głowie piosenka SDM: “Bieszczadzkie Anioły…” 🙂
    Pozdrawiam 🙂

  4. Hej ML, bardzo fajny blog, a ten wpis o Ustrzykach G. bardzo mnie zainteresował, mam nadzieję w lipcu tam być i zajrzę do Bieszczadzkiej Legendy

  5. Ja pamiętam knajpę, o której piszesz jeszcze z dawnych lat. Nie wiem czy nadal prowadzi ją pan Lach, ale około 10 lat temu tak właśnie było. Nie zapomnę do końca życia tańców, które tam się odbywały. Później można było posłuchać piosenek, które śpiewał pan Lach przy ognisku. Zawsze był tam niepowtarzalny klimat, którego nie można porównać z innym miejscem. Pierwszy raz pojechałam w Bieszczady jako 18 latka i wracam tam co roku. Dla tych, którzy lubią ciszę, trochę spartańskie warunki(namiot,kąpiel w strumyku,brak prądu)polecam pole namiotowe w Bereżkach, na szlaku na Połoninę Caryńską.

    Bo takie są moje Bieszczady.

    Dziękuję za twój wpis:)wszystkiego dobrego i do zobaczenia gdzieś na szlaku.

    1. Pan Lach już jej nie prowadzi, podobno mieszka na Syberii. Ja też doskonale pamiętam tę knajpę. Nie wiem tylko czy dobrze zapamiętałem nazwę “U Malarzy”? To był początek lat 90-tych. Obok znajduje się “Pod Caryńską”, też zupełnie inaczej wyglądała. A dalej była knajpa “Pod świerkami”, po której zostały tylko dwa świerki.

  6. Świetnie się czyta Twoje wpisy. A Legenda trafiła na listę miejsc do odwiedzenia. Już baardzo niedługo 🙂 A już teraz blog na wykaz lektur 😉
    Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *