Skansen w Tokarni – Muzeum Wsi Kieleckiej

Do skansenu w podkieleckiej Tokarni docieramy w pewną majową sobotę. Parking puściuteńki. To rzadkie zjawisko w tym miejscu, wygląda więc na to, że turystów odstraszyła nieco pochmurna pogoda. Nam jednak deszcz niestraszny, zabieramy się więc za zwiedzanie. Czworo dorosłych i dwa psy – dobra wiadomość, czworonogi mogą wejść z nami na teren parku etnograficznego.

Park podzielony jest na kilka sektorów. Zaczynamy od części małomiasteczkowej. Tak, w Tokarni mimo mylącej nazwy “Muzeum Wsi Kieleckiej” znajdziemy też domy z niewielkich miasteczek usytuowanych na Kielecczyźnie.

Więcej o poszczególnych chałupach można przeczytać na stronie Parku Etnograficznego, ja opowiem Wam tylko o tym co zwróciło moją szczególną uwagę.

Zacznijmy więc od gabinetu lekarskiego w jednej z pierwszych odwiedzanych chałup. Wiele elementów ekspozycji to autentyczne wyposażenie gabinetu doktora Witolda Poziomskiego z Suchedniowa pochodzące sprzed II wojny światowej. Szczególnie dziwne wrażenie robi fotel ginekologiczny stanowiący centralny punkt gabinetu. Aż odechciewa się być kobietą 😉

Znajdzie się też miejsce na prywatny pokój doktora. Zwróćcie uwagę na lampy wiszące w pokojach – w Suchedniowie w latach 30-tych prąd był doprowadzony do wielu domów, w tym oczywiście do domu lekarza. Ta “nowoczesność” nieco zaskakuje w skansenie. Wydawałoby się, że skansen to tylko kurne chaty, strzecha i wystająca z każdego kąta bieda. Tymczasem w Parku Etnograficznym w Tokarni skansen to nie tylko chłopskie chaty, ale też całkiem udana próba odtworzenia życia w małym miasteczku.

Jest lekarz – musi być i apteka. Znajdziemy ją po drugiej stronie drogi. Podobne wyposażenie aptek widywało się w Krakowie jeszcze w latach 90-tych, poczułam się więc nieco staro widząc takie wyposażenie w skansenie 🙂

Na tyłach apteki znajduje się pomieszczenie, w którym przygotowywano leki. Naczynie do wytapiania wosku, misy, moździerze – nie wiem dlaczego, ale ten wystrój przypomina mi bardziej dalekie kraje azjatyckie niż rodzimą Kielecczyznę 🙂 Ma w sobie więcej z guseł niż z medycyny…

Spacerując dalej po “małym miasteczku” docieramy do zakładu fotograficznego z okresu międzywojennego z dumnym szyldem Foto Atelier. Tego na pewno nie spodziewałam się w parku etnograficznym. Prawdziwa gratka dla miłośników historii fotografii.

Nie mogło w miasteczku zabraknąć i krawca. Jego chałupa znajduje się w dalszej części skansenu.

Z każdym krokiem coraz bardziej zaskakuje mnie wielkość obszaru po którym rozrzucone są poszczególne obiekty. Spacerujemy już dłuższą chwilę, a cały czas nie wyszliśmy jeszcze z części poświęconej małemu świętokrzyskiemu miasteczku. Zdecydowanie na zwiedzanie należy zarezerwować więcej czasu. Pół dnia będzie akurat 😉 Tak duża przestrzeń sprawia, że spokojnie udaje się robić zdjęcia bez turystów na pierwszym planie. Miejscami spuszczamy psy ze smyczy, żeby mogły swobodnie pobiegać w mniej uczęszczanych zakamarkach parku.

Teren jest tak duży, że bez drogowskazów można by się tutaj zgubić. Na szczęście gustowne znaki wskazują kierunek na rozdrożach.

Z polany za sektorem małomiasteczkowym pięknie prezentuje się Zamek w Chęcinach, o którym możecie poczytać pod tym linkiem.

W kolejnych częściach parku znajdujemy to czego spodziewaliśmy się po skansenie – urokliwe bielone chaty pokryte strzechą. Dla zupełnych etnograficznych laików kolejne sektory wyglądają bardzo podobnie – Nadwiślański, Wyżynny, Lessowy, Świętokrzyski – każdy z nich tak samo urokliwy, tak samo sielski… Tradycyjna polska wieś jak z obrazka. Większość chat jest zamknięta, wejść można tylko do niektórych.

Chaty mieszkalne, stodoły, zabudowania gospodarcze. Wiele z nich zachowanych w autentycznym czworobocznym układzie. Na płocie suszą się naczynia. Aż dziw bierze, że z chałup nie machają do nas umorusane dziecięce łapki, a na podwórkach nie tętni wiejskie życie.

Skansen zorganizowano tak, że każdy z sektorów tworzy odrębną niewielką osadę. Między osadami odległości są na tyle spore, że zazwyczaj będąc w jednej nie widzimy drugiej. Dzięki temu poczucie autentyczności tego miejsca tylko wzrasta, a jego walory spacerowe rosną wprost proporcjonalnie do odległości między “wioskami”. Miejscami spacerujemy polną drogą przez zielone łąki, miejscami droga prowadzi nas przez sam środek lasu.

Cały czas wypatruję wiatraków. Wreszcie są! Ich charakterystyczne sylwetki widoczne z “siódemki”, gdy jedzie się od Krakowa w kierunku Kielc stanowią wizytówkę i znak rozpoznawczy skansenu w Tokarni. Choć przyznacie, że takiego widoku nie powstydziłaby się nawet Holandia.

Do jednego z młynów można wejść, obejrzeć jego wyposażenie w środku, spojrzeć przez położone na wyższej kondygnacji okienko. Gdzie jak gdzie, ale w Muzeum Wsi Kieleckiej nie mogło zabraknąć wiatraków – nie bez powodu mówi się, że “pi..dzi jak w kieleckiem” 😉

W skansenie nie mogło zabraknąć również wiejskiej szkoły. Chałupa z 1870 roku zaaranżowana jest na szkołę z lat 30-tych.

Taki widok zawsze kojarzy mi się z Dziećmi z Bullerbyn 🙂 Wyobrażam sobie, że szkoła do której chodzili Lasse, Bosse, Lisa i ich przyjaciele musiała wyglądać bardzo podobnie.

Było miasteczko, były wsie, czas na dwór. W parku etnograficznym jest bowiem również sektor dworski. Jakimś cudem samego dworu nie sfotografowałam, jeśli więc chcecie go zobaczyć nie pozostaje nic innego jak wybrać się osobiście do Tokarni 🙂 Uwieczniłam za to “ośmiorak” czyli budynek folwarczny przeznaczony do zamieszkania dla ośmiu rodzin. Obecnie mieszkania przerobiono na pokoje dla gości. Czyli kto chętny może na chwilę zamieszkać w skansenie.

Niedaleko stoi stary spichlerz.

A obok stodoła,  w której urządzono wozownię  pełną wszelkiego rodzaju powozów, bryczek, wozów chłopskich, a nawet sań.

Oczywiście jak w każdej polskiej wsi nie mogło zabraknąć kościoła. Obiekt pochodzi z XVIII wieku i podobno do dzisiaj są w nim odprawiane msze.

Skansen ma również swoich stałych mieszkańców. Sympatyczne konie.

Obojętne na wszystko owce o nieco tępawym spojrzeniu.

I złowrogo spoglądające, bliżej niezidentyfikowane bydło rogate.

Zwiedzanie zajęło nam około dwóch godzin. Zaglądnęliśmy do większości miejsc, ale na pewno można zwiedzić je znaczniej dokładniej. Jeśli chcecie wczytać się we wszystkie podawane informacje to na zwiedzanie trzeba zarezerwować zapewne około trzech, może nawet czterech godzin. Po drodze znajdziecie wiele miejsc, które aż będą się prosiły, żeby rozłożyć koc i poleżeć na zielonej łące. Bo Tokarnia to nie tylko spotkanie z historią, to też wyśmienite miejsce na sobotni lub niedzielny rodzinny spacera może i piknik.

Jeśli chcecie zrobić sobie całodzienną wycieczkę po okolicy, to oprócz Tokarni warto na pewno zobaczyć Jaskinię Raj i Zamek w Chęcinach. Te trzy atrakcje zapełnią Wam cały dzień przyjemnej wycieczki w świętokrzyskie. Szczerze polecam!

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *