Niesamowity rafting na rzece Socza w Słowenii!

Co warto zobaczyć w Słowenii?

Chciałoby się napisać, że budzi nas świergot ptaków i słońce zaglądające przez odchylone poły namiotu. Prawda jest brutalnie inna – po całej nocy przewracania się z boku na bok na twardej macie, świt jest prawdziwym wybawieniem. A w miejscu takim jak to, z widokami takimi jak te – nawet niewyspanie przestaje być problemem. Bovec rulezzzz! 🙂

Pierwsze kroki kierujemy do centrum miejscowości, gdzie prawie w każdej kamienicy mieści się agencja organizująca wyprawy w celach z założenia ekstremalnych. Nasze extreme na dziś to rafting! Dzień wcześniej zamówiliśmy wyprawę raftingową w agencji Aktivni Planet. Nie, nie płacą mi za ich polecanie 😉 Robię to z czystej wdzięczności za rewelacyjne zorganizowanie jednego z ciekawszych dni w moim życiu (na pierwszym miejscu extreme pozostaje przejazd samochodem rajdowym z Michałem Bębenkiem za kierownicą – 170 km/h na krętej leśnej drodze – tego nic nie przebije 🙂 ).

Aktivni Planet mieści się w samym centrum, w kamienicy z wieżyczką. Banda pozytywnie zakręconych ludzi, klimat trochę jak w Bieszczadzkiej Legendzie i mnóóóóstwo adrenaliny! Adrenalinę podnosi nam od samego rana awaria wszystkich bankomatów w Bovcu – na szczęście udaje mi się wygrzebać z portfela 70 EURO. Spływ kosztuje 74 EUR, te 4 zostają nam odpuszczone 😉

Po dłuższym oczekiwaniu zbiera się spora grupa amatorów pontonowych spływów. Na oko 40 osób. W różnym wieku, różnych narodowości. Trafiamy do grupki polsko-rosyjsko-hiszpańso-niemieckiej. Pakujemy się do busa, podjeżdżamy do bazy, gdzie dostajemy pełny ekwipunek – kamizelkę ratunkową, kask, buty i o zgrozo, kombinezon z neoprenu! Jak ja nie cierpię się w to wciskać! I na dodatek człowiek (czytaj ja) tak obrzydliwie w tym wygląda… 😉 Trochę łez wylałam z tego powodu, no ale cóż, jak mus, to mus.

Na osłodę przejeżdżamy obok ogromnego wodospadu Boka. Choć poziom wody jest naprawdę niski, wodospad i tak wygląda imponująco,. Gdy topnieją śniegi musi robić przeogromne wrażenie!

Wreszcie jesteśmy! Pontony i instruktorzy już na nas czekają. Wciskamy się w lekko śmierdzące stęchlizną pianki, zakładamy kaski na głowy i biegiem do wody. Pierwsze zanurzenie z przyjemnością ma niewiele wspólnego. Woda jest lodowata! Z nieba leje się żar, a my, gdyby nie neopren bylibyśmy bliscy hipotermii.

Po tej szybkiej aklimatyzacji wreszcie wsiadamy do pontonu. Byliśmy raz na raftingu, w Turcji, reszta załogi jest jeszcze bardziej zielona. Wiemy mniej więcej czego się spodziewać, choć mamy nadzieję na nieco więcej wrażeń niż poprzednim razem. Pierwszy odcinek rzeki jest jednak dość spokojny. Wykorzystujemy to na naukę komend:

– forward – oznacza, że wszyscy mamy wiosłować z całej siły do przodu

– backward – wszyscy wiosłujemy do tyłu

– all down – wszyscy mamy zsunąć się natychmiast z burt do środka pontonu

– left/right side down – tylko jedna strona ma wskoczyć do środka

Uczymy się też jak wciągnąć z powrotem “na pokład” osobę, która wyląduje za burtą. Na tym etapie wydaje nam się, że to tylko formą zpewnienia nam atrakcji na stosunkowo nudnym, spokojnym odcinku rzeki. Jakżeż głęboko jesteśmy w błędzie… 🙂

Płyniemy po rzece Socza, która wypływa z Alp Julijskich, a następnie przekracza granicę z Włochami i uchodzi do Adriatyku w miejscowości Monfalcone. Cała rzeka ma 140 km długości. Dzisiaj jej poziom jest dość niski – późne lato to raczej sucha pora w Słowenii; na dodatek tegoroczna susza sprawia, że nawet tu, w sercu gór wody jest niewiele. Dla nas jednak wystarczająco. Nasz sternik i instruktur w jednym, Peter z Węgier opowiada nam, że Socza na wiosnę, gdy topnieją śniegi jest znacznie dzikszą i mniej przyjazną rzeką. Wtedy też najzagorzalsi amatorzy raftingu i kajakarstwa górskiego czują się tu jak w raju 🙂

Spokojny odcinek Soczy – robimy przystanek na kąpiel. Pierwsza wskakuję do wody, nie przewidując, że pływanie w kamizelce i kasku jest aż tak trudne! Na cholerę mi to wszystko! Przecież w wodzie czuję się jak żaba, a to całe badziewie tylko mi przeszkadza. Szybko rezygnuję z pływania i proszę o wciągnięcie na pokład. Druga połówka łapie mnie za fraki (dosłownie!) i trzymając mocno za ramiona kamizelki wciąga brutalnie do środka. Z przyjemnością nie ma to nic wspólnego. W Turcji zrobiłam ten sam błąd wskakując do wody – jak widać niczego mnie to nie nauczyło 😉

Tymczasem organizatorzy mają dla nas atrakcję – zjeżdżalnia z pontonu! Zjazd dla ambitnych głową w dół 🙂 Dla mniej ambitnych (na przykład mnie) jak Pan Bóg przykazał, dla odmiany dupą w dół. I nie wiem, czy bardziej wpadam do wody, czy bardziej w panikę! Ja lecę w dół, kamizelka ciągnie mnie górę, uciskając gardło i dusząc mnie, kask spada na oczy – nie wiem gdzie jestem, nie wiem gdzie jest woda, a gdzie powietrze. Zapominam, że umiem pływać, bo cały czas coś ściska mnie w gardle. Paranoja!  Im bardziej próbuję się nie utopić, tym bardziej wpadam w panikę… Ja, która bez wykonywania żadnych ruchów po prostu dryfuję po wodzie, tu jestem bliska utonięcia.  Najlepsze, że kompletnie nikt tego nie widzi… Zero reakcji. A ja walczę o życie. Do tego jest mi tak potwornie zimno! Wprawdzie neopren chroni przed chłodem, ale całe ręce mam odsłonięte i przez nie ogarnia mnie tak potworny ziąb…

Jakimś cudem, ostatkiem świadomości udaje mi się opanować panikę. Nie wiem jak, po prostu w pewnym momencie stwierdzam, że jedyne co mogę zrobić to położyć się na chwilę na plecach i dodryfować do skały. Osiadam na niej jak zdechła ryba i czekam aż zgarnie mnie moja załoga. Od dzisiaj przestaję powątpiewać w to, jak to możliwe, że ludzie się topią.

Wiem jednak jedno. W dupie mam te wszystkie zabezpieczenia, które prawie mnie utopiły! Następnym razem rafting tylko we własnej mini-kamizelce (instruktorzy-cwaniacy mają właśnie takie maleństwa, które w żaden sposób nie blokują ruchów). Inaczej nie wsiądę na ponton.

Z drugiej strony – miała być adrenalina i jest adrenalina 🙂 Płyńmy więc dalej!

A dalszy odcinek rzeki jest już znacznie ciekawszy! Instruktorzy nie muszą nam organizować żadnych dodatkowych atrakcji – spływ jest atrakcją samą w sobie! Co chwilę kaskady, co chwilę wzburzona woda! Pięknie! Rzeka niesie nas coraz szybciej. Wiosłowanie wcale nie służy napędzaniu pontonu, służy jedynie do nadawania mu kierunku w momentach, gdy trzeba odpowiednio wprowadzić ponton między skały lub w wodne kaskady. Nikt z nas nie ma pojęcia o sterowaniu pontonem, ani o tym, jak należy wpłynąć w poszczególne przeszkody na naszej trasie. Nikt poza instruktorem. Na szczęście Peter czuwa nad naszym bezpieczeństwem. Dopiero tu doceniam niski poziom wody. Rzeka i tak jest szalona! Nieokiełznany żywioł! A gdyby tak wody było trzy raz więcej…

W pewnym miejscu wpadamy z prawej strony na skałę. Podczas szkolenia Peter uczył nas jak się zachować, jednak w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej. Moja druga połówka, dzielnie dzierżąca wiosło na przodzie pontonu po uderzeniu bokiem w skałę wypada z łodzi. To ten moment, gdy do wszystkich nas dociera, że szkolenie nie było tylko formalnością, a Socza nie jest spokojnym strumykiem, a rwącą górską rzeką. Na szczęście Hiszpan siedzący również na przodzie wykazuje się refleksem i wciąga go do środka. Nie obyło się jednak bez strat… Przyczepiona na pasie wokół klatki piersiowej kamerka VEHO (odpowiednik GoPro) wysuwa się z zaczepów i spoczywa na wieki na dnie Soczy. Mimo prób poszukiwania nie udaje się jej wypatrzyć. A miały być takie fajne filmy i zdjęcia 🙁 Ich najbardziej szkoda. Przyjechaliśmy tu jednak po emocje i wspomnienia! Tych nam nikt nie odbierze 🙂

Cóż, trzeba płynąć dalej. Przez kolejne kaskady, omijając kolejne skały, przeciskając się przez wąskie szczeliny. W pewnym miejscu pada komenda “right side down!”. Tuż przed skałą wszyscy z prawej strony wskakujemy do środka – tylko w ten sposób ponton wygnie się tak, że zmieścimy się między skałami. Siedząc na obu burtach zawiślibyśmy na skałach, albo jeszcze gorzej – wywrócilibyśmy ponton. Po ostatnim wypadku wiemy już, że to całkiem realne zagrożenie.

Woda pryska na wszystkie strony, co chwilę zalewają nas fale białej piany. Cudowne uczucie! Na zewnątrz 30 stopni, lodowata woda, krystalicznie czysta rzeka i ta niesamowita prędkość i świadomość, że za każdym zakrętem czyha na nas kolejna niespodzianka. Cudownie!

Zapieram się z całych sił nogami, żeby nie wypaść z pontonu – na dnie rozciągnięte są liny, pod które wsuwa się stopy. Cały czas trzeba balansować ciałem, zapierać się nogami i machać wiosłem. Niezła gimnastyka.

Przy kolejnych skałach na komendę “all down” wszyscy wskakujemy do środka. Dobrze, że nikt nie traci zębów – trzonki wioseł pojawiają się w najmniej oczekiwanych miejscach. Powrót na burtę też nie jest taki prosty – kłania się ćwiczenie mięśni brzucha. Kolejny raz przekonuję się, że sporty wodne rozwijają wszystkie grupy mięśni. Szkoda, że tak rzadko je uprawiam 😉

Za każdą kipielą, tuż za skałą jest miejsce, gdzie woda robi się znacznie spokojniejsza. Wykorzystujemy te miejsca, żeby chwilę odpocząć. Sternik sprytnie kieruje nas na te spokojne wody. W jednym z takich miejsc zatrzymujemy się na kolejną atrakcję. Kto chce może skoczyć z 7-metrowej skały wprost w krystaliczną szmaragdową wodę. Na to mnie nie namówicie 🙂 Znajduje się jednak kilku śmiałków. Chwała im za to 🙂 Wtedy właśnie uświadamiam sobie, że canyoning raczej nie jest dla mnie.

Po tych wszystkich atrakcjach wpływamy znów na spokojniejsze wody. Jeszcze kawałek i przybijemy do brzegu, wyniesiemy ponton z wody, zdejmiemy z siebie te wszystkie cholerstwa i tyle było z raftingu. Zostanie nam tylko: zgubiona kamerka, trauma kamizelkowa, potworne zakwasy utrzymujące się przez tydzień i fantastyczne wspomnienia! Wiem na pewno, że to nie był ostatni raz!

Może uda nam się wrócić na Soczę wiosną… Chciałabym poczuć rzekę w czasie, gdy płyną nią ogromne masy wody, gdy jej energia pochłania wszystko co stanie jej na drodze, gdy żywioł wody budzi największy szacunek i strach. Tylko czy kiedyś się odważę? 🙂

Odwiedź z nami niesamowite Jaskinie Szkocjańskie!

 

Zdjęcia wykorzystane we wpisie wykonał Tony Demarco z Aktivni Planet.

6 Replies to “Niesamowity rafting na rzece Socza w Słowenii!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *